iskiereczka74 prowadzi tutaj blog rowerowy

Berliner Mauerweg - dzień pierwszy

  • DST 93.50km
  • Teren 23.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 14.96km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 maja 2012 | dodano: 19.05.2012

No i stało się.Planowany od dawna wypad stałe się wreszcie faktem. Byliśmy w Berlinie wiele razy, ale nigdy nie widzieliśmy go z siodełka roweru. Postanowiliśmy połączyć przyjemne (jazdę rowerem) z pożytecznym (poznaniem kawałka historii tego miasta). Dlatego wybraliśmy szlak Berliner Mauerweg. Prowadzi on śladem muru, który na 38 lat podzielił miasto, ale co ważniejsze i smutniejsze rozdzielił ludzi i ich rodziny. Początkowo plan zakładał przejechanie trasy w trzy dni, ale wskutek wielu zdarzeń stał się ambitnym planem dwudniowym. Ruszamy więc w piątkowy ranek do miejscowości Hohen Neuendorf, gdzie dla nas zacznie się jazda po szlaku. Jedziemy razem z Krzyśkiem, który wyraził chęć przejechania z nami tej trasy. Pogoda idealna: słońce i bezchmurne niebo ; 15 kilometrów do Hohen Neuendorf mija szybko. Marinetta Jirkowsky: najmłodsza z ośmiu kobiet próbujących sforsować mur; miejsce gdzie chciała tego dokonać to nasz punkt startowy. 27 strzałów zakończyło jej 18-letnie życie i próbę wydostania się z „komunistycznego raju” NRD. Każde miejsce na Berliner Mauerweg ważne z punktu widzenia historii jest jednolicie oznakowane: pomarańczowy słup z nazwiskami ofiar, nazwą wydarzenia lub miejsca. Obok tablice ze zdjęciami i opisami po niemiecku i angielsku. Krzysiek nazwie je później „stacjami drogi krzyżowej” . Coś w tym jest, bo większość z nich opisuje smutne historie. Po wielu budynkach czy miejscach nie ma już śladu poza tymi właśnie tablicami. Ruszamy dalej asfaltową kolonnenweg, czyli drogą służącą dawniej do patrolowania granicy. Przez las powoli zarastający dawną tzw. ziemię niczyją (strefę śmierci) docieramy nad Kanał Odra-Havela. Mijamy fabrykę pociągów Bombardier, miejsce śmierci Franciszka Piesika (polskiej ofiary muru), posterunek kontroli wodnej i docieramy do jednej z niewielu granicznych wież obserwacyjnych. Grenzturm pełni teraz rolę muzeum. Stoi jak przestroga w tak pięknych okolicznościach przyrody, że aż trudno uwierzyć co tu przez 38 lat się działo. Dookoła zieleń, śpiew ptaków, wody kanału ze stateczkami turystycznymi. Wchodzimy do środka i nagle czar pryska: wewnątrz oryginalne wyposażenie (nawet fragment ściany z oryginalną szarą farbą z lat NRD), ekspozycja umundurowania, instrukcje dla żołnierzy, radiostacje, lornetki a w tle nagrania odgłosów z granicy: ujadanie psów, rozmowy żołnierzy, komendy no i strzały… Decydujemy się spojrzeć przez lornetkę i zaskoczeni jesteśmy jej parametrami: wszystko widać tak wyraźnie jak na wyciągnięcie ręki: na kanale widać kto prowadzi statek a gdyby ktoś usiadł na brzegu z gazetą, to moglibyśmy mu czytać przez ramię. Żadna ucieczka nie miała szans powodzenia. Nocą wszystko było rzęsiście oświetlone a na każdej wieży był reflektor-szperacz. Gdyby zawiedli ludzie była technika: sygnalizacja dźwiękowa, dymna a na niektórych odcinkach automaty strzelnicze. Jak bardzo trzeba było być zdesperowanym, by mimo świadomości tych zabezpieczeń jednak próbować? Ruszamy i przez pięknie pachnący iglasty las i docieramy do enklawy Fiechtewiese/ Erlengrund. To dopiero był absurd: za murem i tzw. strefą śmierci znalazły się ogródki działkowe należące do mieszkańców Berlina Zachodniego. Na podstawie specjalnych zezwoleń w określone dni w określonych godzinach mogli… zadzwonić do muru. Po szczegółowej kontroli przechodzili wydzielonym siatką korytarzem przez strefę śmierci i udawali się na działkę. Śmiać się czy płakać? W tym miejscu dotarło do nas, że mur oprócz wymiaru tragicznego miał i absurdalny. Kolejna absurdalna enklawa na naszej drodze to Eiskeller. Dzieci do szkoły jeździły pod eskortą żołnierzy. Opuszczamy piękne lasy i poruszamy się po obrzeżach Berlina to do niego wjeżdżając to znów opuszczając jego granice administracyjne. Po jednej stronie mamy West Berlin, po drugiej obszary NRD. Nawierzchnia zmienia się z asfaltowej na szutrową a my docieramy wreszcie do Sacrow nad Havelą i pięknego kościoła Heilandskirche nad jej brzegu. Jego wieża, która jest osobną budowlą była częścią muru…Objeżdżając jezioro Jurgnfersee docieramy do Poczdamu- miasta o równie ciekawej historii i architekturze jak Berlin. Tu niestety pogoda załamuje się: prawie godzinę spędzamy na przystanku chroniąc się przed ulewą. My czekamy, ale byli tacy co jechali dalej; np.: 5-latka na swoim rowerku z tatą pedałowali dalej jakgdyby nigdy nic. Szacun !!! Wreszcie ruszamy dalej i mijając kolonię drewnianych rosyjskich domków dojeżdżamy do ogrodów Neuer Garten. Na ich terenie mieści się jeden z licznych pałaców Poczdamu: Cecilienhof. To miejsce konferencji poczdamskiej, podczas której ustanawiano „nowy powojenny porządek”. Kolejnym punktem naszej trasy jest słynny most szpiegów, czyli Glienicker Brucke. Tutaj bywali agenci wielu wywiadów świata i nie miało to nic wspólnego z filmem. Po prostu co jakiś czas przeprowadzano na tym moście wymiany „spalonych” agentów jednego bloku wojskowego na „spalonych” wywiadowców drugiego bloku. Przystajemy na dłużej na moście i oddychamy prawdziwą historią podziwiając jednocześnie piękno mostu, Pałacu Babelsberg i innych zamków widocznych na tle lasów i ogrodów Poczdamu. Po kilku kilometrach docieramy do uliczek Babelsbergu, gdzie dominuje zabudowa willowa. Naprawdę piękne i wielkie wille nawet u Krzyśka (który jak wiadomo niejedna już willę i pałac widział) wywołują zachwyt. Trzy z nich mają szczególną historię: mieszkańcami ich byli czasowo Truman, Churchill i Stalin. „Wielka trójka” mieszkała tu podczas konferencji poczdamskiej. Dwa razy przejeżdżamy szukając właściwych budynków i podziwiając ich architekturę. Niestety, któremuś z lokatorów (ciekawe któremu…? Hm czyżby panu S. ?) chyba nie spodobało się to nadmierne zainteresowanie ich nieruchomościami. Zemsta była okrutna: „kapeć” w rowerze Edith; dla ułatwienia w tylnym kole. Strata czasu na przeczekanie ulewy i jeszcze na wymianę dętki ostatecznie i przedwcześnie kończą dzień pierwszy. Postanawiamy wrócić tutaj nazajutrz…

















Rekordowe 1/2 SzMSz czyli, pół trasy codziennej

  • DST 17.90km
  • Czas 00:46
  • VAVG 23.35km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 maja 2012 | dodano: 09.05.2012

Pogoda była piękna i tak jakoś mimochodem, bez specjalnego wysilania się wykręciłem nowy krótszy czas do pracy. Poprawiony o 2 minuty, czyli 46 minut.



Nadrabianie zaległości

  • DST 20.10km
  • Czas 01:07
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 maja 2012 | dodano: 06.05.2012

Nareszcie wróciliśmy na swój brzeg i mogliśmy zabrać się do nadrabiania zaległości we wpisach. Zajęło to nam trochę czasu, ale i na BS i na naszym blogu (bubiteam.blox.pl) są już wpisy i zdjęcia z wycieczki do Penkun (http://iskiereczka74.bikestats.pl/694078,Szlakiem-odkryc-w-okolicach-Penkun.html) i do Altwarp na fiszbułę. Uff... lubię mieć porządek.



Z Edith tu i tam

  • DST 24.90km
  • Czas 01:31
  • VAVG 16.42km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 2 maja 2012 | dodano: 02.05.2012

Bardzo miła jazda rankiem w rześkim chłodzie, po południu w lekkim upale. Szkoda, że tak krótko. Taka "wada" Lewego Brzegu.



Fischbrötchen und Käsekuchen, czyli "Niech się święci 1-Maja"

  • DST 54.20km
  • Czas 03:45
  • VAVG 14.45km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano: 01.05.2012

Dziś pojechaliśmy na bułkę z rybką i sernik. Zestawienie smaków cokolwiek dziwne, ale i cykloza jest jednostką chorobową dotykającą "dziwaków" takich jak my. Cóż było robić w to majowe święto: stawiliśmy się na zbiórce w Hintersee pod kościołem (Święto Pracy pod kościołem ; co na to wiecznie żywi towarzysze: E & L & M ?). Fiknęliśmy z Paulinką kilka koziołków na trawce i zjawiła się liczna ekipa z miasta Sz. Po tradycyjnym zdjęciu mogliśmy już ruszyć po bułkę z rybą. Po kilku kilometrach jazdy w kierunku Rieth zjechaliśmy na punkt widokowy na Rezerwat Seegrund. To bagniste tereny położone między Ahlbeck a Hintersee. Podczas wchodzenia na platformę Pauli wbiła sobie 2 drzazgi, konieczna okazała się więc interwencja medyczna. Na szczęście w ekipie mieliśmy fachowe siły, które użyczyły nam profesjonalnego sprzętu w postaci igły. Dziękujemy Wam za pomoc i "znieczulenie miejscowe " pacjentki !!! Mogliśmy ruszyć dalej w stronę rybnych bułek. Minęliśmy Rieth i jadąc wzdłuż Jeziora Nowowarpieńskiego dojechaliśmy do osiedla Altwarp i brzegu Małego Zalewu. Potem udaliśmy się do "centrum" Altwarp mijając po drodze tzw. Chatkę Papy Smurfa (czyli Okrąglak). W samej miejscowości jest kilkanaście domów i willi w różnym stanie technicznym wartych bliższego obejrzenia. Są opisane także po polsku; widać że liczą tam na ruch turystyczny z naszej strony. W knajpce wzbudziliśmy lekki popłoch w kuchni, która miała duuuuży problem z zaspokojeniem naszych apetytów. Ja niestety byłem na końcu kolejki, ale też zjadłem ze smakiem serwowaną tam Fischbrötchen. Zajrzeliśmy jeszcze do portu, gdzie cumowało kilka kutrów i łódź wycieczkowa.Lenistwo nie trwało jednak zbyt długo, bo padła komenda i trzeba było pędzić po sernik. Po drodze wjechaliśmy w takie miejsce,że po raz pierwszy "Kruzenszterna" Pauliny trzeba było... przenosić. Kilku dzielnych rowerzystów bez problemu poradziło sobie z tym zadaniem. Paulina była zachwycona :-) Mieliśmy obawy czy kuchnia w Rieth nadąży w zaspokajaniu naszych apetytów. Daliśmy jej więc fory odwiedzając po drodze leśny cmentarz żołnierzy radzieckich. Gdy dojechaliśmy do Rieth uraczyliśmy się kawą a Pauli zafundowała sobie trrrruskawkowe lody w kawiarni mieszczącej się na podwórzu jednego z domów. Czas mijał szybko i przyjemnie, ale słońce trochę się obniżyło i trzeba było wracać do Hintersee.
Mam jeszcze dla Was jedną ciekawostkę: kościoły w Hintersee, Rieth i pobliskim Ahlbecku mają na swoim wyposażeniu organy z fabryki organów Grüneberga w Szczecinie. Fabryka ta działała w dzisiejszej dzielnicy Zdroje i pozostała po niej m.in. willa, która teraz koliduje z budową tzw. szybkiego tramwaju. Tak więc śladów szczecińskich można znaleźć sporo w tamtych okolicach.
Jeśli ktoś ma ochotę, to może poczytać o naszych rodzinnych wypadach w tamte rejony na:
http://bubiteam.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?3,2011
http://bubiteam.blox.pl/tagi_b/305155/zoo-Ueckermiunde.html

Dziękujemy za wspólną wyprawę wszystkim uczestnikom. Paulina szczególnie dziękuje za przenosiny (rowerzystom) i za "znieczulenie" (rowerzystkom).
Kilka zdjęć poniżej.













Kręcenie po mieście

  • DST 21.90km
  • Czas 01:25
  • VAVG 15.46km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano: 01.05.2012

Dziwnie mieszkać na Lewym Brzegu i mieć tak blisko do pracy. Spadają wtedy statystyki... :-))



Szlakiem odkryć w okolicach Penkun

  • DST 49.20km
  • Czas 03:21
  • VAVG 14.69km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012

Kolejną wyprawę naszej drużyny postanowiliśmy odbyć w nieco większym gronie poznanych niedawno rowerzystek i rowerzystów z Forum Rowerowego Szczecina. Tam właśnie zapisaliśmy informację o miejscu startu i dzięki temu zebrało się nas kilkunastoosobowe grono. W ostatnią sobotę kwietnia z lekkim opóźnieniem wystartowaliśmy z miejscowości Rosow, tuż za granicą RP. W tej spokojnej wsi znajduje się bardzo ładny kamienny kościółek z nietypową konstrukcją wieży. Wykonana jest ona tylko z elementów stalowych, niczym nie zabudowana z podestami stanowi punkt widokowy na okolicę. W dniu naszej wycieczki świątynia była niestety zamknięta, ale i tak zrobiła na nas wrażenie. Przez pola asfaltem dojechaliśmy do Tantow, czyli pierwszej stacji kolejowej za granicą RP na szlaku Szczecin-Berlin. Stamtąd Szlakiem Odra-Nysa skierowaliśmy się do Penkun. Po bardzo przyjemnym i szybkim zjeździe znaleźliśmy się w Schönfeld. Ku naszej uciesze tamtejszy kamienno-ceglany kościół z XIII w. był otwarty. Świątynię obejrzeliśmy dość dokładnie wspięliśmy się nawet z Pauliną na wieżę. Bardzo ładny jest drewniany ołtarz, ale wilgoć atakuje już ściany świątyni. Jej otoczenie jest klimatyczne, dzięki dzwonom spoczywającym w trawie. Przy odbudowie w 1878 r. (po pożarze) kościół wyposażono w organy z fabryki Barnima Grüneberga ze Szczecina . Chyba muszę zacząć liczyć świątynie z organami tej fabryki; niezłe moce produkcyjne miała fabryka ze Zdrojów. Naprzeciwko kościoła dostrzegliśmy jeszcze ładny budynek gospodarczy z 1878 r. tak jak kościół wykonany z kamieni i cegły. Ciężko było ruszyć dalej z ocienionego otoczenia, gdy słońce zaczynało przypiekać coraz mocniej. Trzymając się Szlaku Odra-Nysa po kilku kilometrach dojechaliśmy nad Jezioro Zamkowe w Penkun. Tu zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na posiłek. Paulina z Olą i Miłoszem (czyli najmłodsi uczestnicy wyprawy) zajęli się budową zamków z piasku na... piasku. Czas na posiłku i rozmowach mijał aż za szybko. Do zamku w Penkun dojechaliśmy w kilkanaście minut. Po wjeździe na dziedziniec okazało się, że mieści się tam m.in. Urząd Celny ze Szczecina :-)) Ale nie to było naszym celem. Grupa rozpierzchła się po terenie zaglądając w różne zakamarki. My obejrzeliśmy drugi dziedziniec, bramę wjazdową z resztkami napisów (chyba z czasów NRD) i prawie zeszliśmy do podziemi, gdzie gospodarzem jest zamkowy kat. Ciężko było się zebrać do zbiorowej fotki na schodach, ale w końcu się udało i cierpliwa pani z kluczami od muzeum wykonała kilka ujęć. Szlakiem "Odkrycia w okolicach Penkun" pojechaliśmy dalej w stronę miejscowości Sommersdorf. Objechaliśmy Jezioro Zamkowe z drugiej strony, ale jakość tej drogi była fatalna. Na szczęście nie trwało to długo i asfalt powrócił. Do Sommersdorf droga prowadziła jednak pod górę a wspomniany szlak w ogóle odbił w stronę Wartin. My pojechaliśmy jednak szosą a warto, bo w Sommersdorf warto się zatrzymać. Choćby ze względu na jeden obiekt: krzyż pokutny (lub jak kto woli kamień pojednania) z uwaga: 1423 roku ! Wykonany z gotlandzkiego wapienia stoi poza terenem przykościelnego cmentarzyka. Sam kościół wykonany jest z kamieni polnych. Rzecz jasna ma ślady szczecińskie i to dwa: dzwon z wytwórni Lorentza Kökeritz (1680 r.) oraz no jakżeby inaczej: organy z fabryki... No prawie z fabryki Barnima Grüneberga ze Szczecina. Prawie, bo to organy zrekonstruowane w 1984 r. z części organów Grüneberga ocalonych z wojennych zniszczeń w kościołach w Sommersdorf i pobliskim Grünz. I do tej ostatniej miejscowości zawiodła nas szosa. A w niej również znajdziemy XIII wieczny kościół z kamienia i cegły. Niestety i ten tak jak w Sommersdorf był zamknięty. Ale za to we wsi obok boiska stoi autentyczny odrzutowiec TU-134. Tam zrobiliśmy przerwę i nieco zmodyfikowaliśmy dalszą trasę. Jako, że część grupy przyjechała rowerami z samego Szczecina postanowiliśmy, że przejedziemy nad autostradą i udamy się w kierunku Wollina. Tam rozdzieliliśmy się na grupę "z dziećmi" wracającą przez Penkun do Rosow i grupę "bez dzieci" jadących przez Krackow do Szczecina. W Penkun objechaliśmy ponownie Jezioro Zamkowe, ale częścią Szlaku Odra-Nysa (lepsza nawierzchnia, choć na Zamek prowadzi podjazd tak stromy, że prowadziliśmy rowery) i zatrzymaliśmy się przy kościele. Choć nie tak stary jak inne, które dziś widzieliśmy bardzo nam się spodobał. No i zaoferował nam jeszcze coś: kapitalny chłodek, wobec gorąca na zewnątrz. Dzieci zażyczyły sobie lodów zgodnie z programem wycieczki, więc udaliśmy się na ich poszukiwanie. Po małych perturbacjach (i zasięgnięciu języka w miejscowej piwiarni) bardzo uprzejmy właściciel zajazdu "Zum Greif" ("Pod Gryfem") zaoferował nam zamknięte miejsce na rowery i inne atrakcje: zimne piwo, colę, lody.

Wszyscy byliśmy zadowoleni, więc ochoczo przystąpiliśmy do ostatniego etapu. Czekał na nas jeszcze wiatrak w Storkow. Udaliśmy się do niego Szlakiem "Odkryć w okolicach Penkun". Wiatrak w Storkow to największy koźlak w Mecklemburgii-Pomorzu Przednim. Jest bardzo dobrze zachowany i położony malowniczo wśród pól, nie można go jednak zwiedzać. Droga asfaltowa, która nas do niego zaprowadziła skończyła się nagle i przeistoczyła w polny dukt. Na nic zdały się próby szukania asfaltu z drugiej strony pola i tak polną drogą dojechaliśmy do Radekow. Stamtąd już tylko "chwilę" zajął nam dojazd do Rosow. Zakończenie wycieczki uczciliśmy wizytą na placu zabaw. To był bardzo miły dzień obfitujący w wiele przeżyć. Dopisała piękna pogoda i uczestnicy, którym dziękujemy za tak liczne przybycie: naprawdę nas mile zaskoczyliście :-) Jeszcze raz dziękujemy !



























Na Niebuszewo i do pracy

  • DST 23.90km
  • Czas 01:10
  • VAVG 20.49km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 kwietnia 2012 | dodano: 27.04.2012

Dziś w ramach transportu multimodalnego w jedną stronę rowerem a z powrotem samochodem. Ale to wyjątkowo. Na nabrzeżach Regalicy sprzątania dzień drugi; mają co robić. Temperatura letnia i co ważniejsze najbliższe kilka dni też tak ma być. Pojeździmy trochę; zaczynamy jutro. Kierunek: Szlakiem odkryć w okolicach Penkun.



A na nabrzeżach praca wre :-)

  • DST 37.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 19.63km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 26 kwietnia 2012 | dodano: 27.04.2012

Wczoraj otrzymałem z UM odpowiedź na moją prośbę a dziś ekipy wzięły się za cały ten syf na nabrzeżu Regalicy. A więc jednak można. Szkoda, że trzeba się upominać.



SzMSz codzienny

  • DST 37.40km
  • Czas 01:58
  • VAVG 19.02km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | dodano: 24.04.2012

Jaka pyszna jazda...