Maj, 2012
Dystans całkowity: | 613.60 km (w terenie 39.00 km; 6.36%) |
Czas w ruchu: | 37:12 |
Średnia prędkość: | 15.77 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 36.09 km i 2h 19m |
Więcej statystyk |
SzMSz czyli do i z ; Szczecin-Mierzyn-Szczecin
-
DST
38.40km
-
Czas
01:52
-
VAVG
20.57km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kilometry "berlińskie" i silny zachodni "wmordewind" sprawiły, że ciężko dziś się jechało. Ale się jechało !
Berliner Mauerweg - dzień drugi
-
DST
84.70km
-
Teren
16.00km
-
Czas
07:06
-
VAVG
11.93km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drugi dzień powitał nas chłodną i słoneczną pogodą. Niezrażeni temperaturą udaliśmy się S-bahnem na stację Griebnitzsee. Na stacji uśmiech na naszych twarzach wywołuje widok sąsiedniego peronu. Dlaczego ? Sami zobaczcie…Wzdłuż kanału Teltow dojechaliśmy do dawnego drogowego przejścia granicznego Dreilinden, czyli Checkpoint Bravo. Spoglądając z wiaduktu nad autostradą na rampy i restaurację na dawnej granicy, jak przez mgłę dociera do mnie, że już tu kiedyś byłem. Widocznie w czasach schyłku komuny, gdy już można było pojechać do Berlina Zachodniego po telewizor tędy właśnie z Tatą „maluchem” jechaliśmy po ten cud techniki. Czytam jeszcze zarządzenia dotyczące ruchu tranzytowego przez NRD, a tam: ”nie zabierać nikogo, nie zjeżdżać z wyznaczonej przez władze drogi tranzytowej, nie wwozić broni, radiostacji itd. itd.” Dobrze, że choć wolno było oddychać „ich powietrzem”. Po chwili zadumy i obejrzenia historycznych zdjęć ruszamy w kierunku dzielnicy Lichterfelde. W tej dzielnicy tzw. ziemię niczyją obsadzono setkami drzewek wiśniowych. Oszałamiający musi być zapach, gdy się tu wjedzie w porze kwitnienia. Krzysiek to ma dobrze: może tu wrócić we właściwym momencie. Po wyjechaniu z tej pięknej alei znów mijamy rogatki miasta dojeżdżamy do ulicy Kirchhainer Damm. Tędy przez specjalnie utworzony punkt kontrolny wywożono z Berlina Zachodniego…. śmieci na wysypisko w NRD. Jadąc dalej od dłuższego czasu mamy po lewej mieszkaniowe dzielnice zachodniej części miasta a po prawej pola i łąki dawnej NRD. Buckower Damm to jedna z wielu ulic przedzielonych kilkadziesiąt lat murem. Stoi tam jeszcze jego jeden segment, ale przechodzący obok nas mężczyzna z psem twierdzi, że ten kawałek nie jest stąd. Według niego tutaj był wysoki płot z metalowej siatki zwieńczony zasiekami a ten betonowy segment to tylko pamiątka przywieziona z innego miejsca. Rzeczywiście historyczne zdjęcia przyklejone na murze potwierdzają ta wersję. Teraz po lewej mijamy wieżowce dzielnicy Rudow, w której 3 dni mieszkałem w roku… 1986, gdy po raz pierwszy przekroczyłem „żelazną kurtynę” . Z okien mieszkania miałem „elegancki” widok na mur, ziemię niczyją i cały ten cyrk, który tam się odbywał. W nocy było tam jasno jak w dzień ; nigdy nie zapomnę tego widoku i ujadania psów biegających na kilkudziesięciometrowych łańcuchach. Po prawej stronie widzimy wieżę lotniska Schönfeld i dojeżdżamy do ulicy Waltersdorfer Chaussee, którą też dzielił mur. Przez przejście na tej ulicy mieszkańcy Zachodniego Berlina i cudzoziemcy mogli udać się na wschodnioberlińskie lotnisko Schönfeld lub z niego wrócić. Robimy krótką przerwę obserwując ruch na ulicy i porównując stan obecny z historycznymi zdjęciami. Docieramy do autostrady A113 wzdłuż której będziemy jechać przez dłuższy czas. Zmienia się też kierunek naszej jazdy i od razu pojawia się „wmordewind”. Ogromne puste przestrzenie po ziemi niczyjej jeszcze nie są tutaj zabudowane i „wmordewind” ma tutaj gdzie pohulać. Jest tak silny, że chwilami mamy wrażenie, iż mimo ostrego pedałowania stoimy. Kolejny ciekawy historyczny przystanek na trasie to historia tunelu szpiegowskiego, dzięki któremu alianci podsłuchiwali rozmowy Rosjan. Z ta historią wiąża się także losy podwójnego agenta CIA, czyli tzw. „kreta”. Ale to dłuższa historia, o której można poczytać. Jadąc dalej wzdłuż autostrady napotykamy jeden z dłuższych ocalałych fragmentów muru. Jest to tzw. Hinterlandmauer, czyli mur zamykający część obszaru granicznego od strony wschodniej. Aby uniknąć dewastacji i samodzielnego rozbierania tego swoistego pomnika otoczono go siatką. Dalsza jazda staje się koszmarem pomimo szerokiej asfaltowej wstęgi, którą się poruszamy. „Wmordewind” tak hula, że staje się to nie do zniesienia. Wzdłuż Teltowkanal jadą z nami pod wiatr inni pechowcy na rowerach i rolkach i ich miny podobne są do naszych. Tempo wycieczki znacznie spadło i zaczynamy przeczuwać, że jednak nie dojedziemy dziś do końca. Solidnie zmęczeni docieramy do miejsca, gdzie zginął 20-letni Chris Gueffroy. Próbował uciec przez zasieki, aby uniknąć służby wojskowej do której już został wezwany. 5 lutego 1989 roku został jako ostatni śmiertelnie postrzelony przez żołnierzy wojsk granicznych. Dwa miesiące później Honecker pod naciskiem opinii publicznej zniósł rozkaz strzelania do uciekinierów. Matka Chrisa doprowadziła po upadku muru do skazania sprawców śmierci jej syna. Jedziemy teraz przez dzielnicę Treptow, która sprawia na nas pozytywne wrażenie: jest tu cicho, dominuje zieleń i niskie budynki. Gdy wyjeżdżamy na Kiefholzstrasse na horyzoncie dostrzegam wieżę telewizyjną na Alexanderplatz. Teraz droga prowadzi nas do Alt Treptow, gdzie w parku stoi zachowana wieża strażnicza i dalej wjeżdżamy na teren słynnej dzielnicy Kreuzberg. Czas nagli, więc odpuszczamy sobie zagłębianie się w zakamarki Kreuzbergu , choć Krzysiek kusi… Dalszą drogę znamy już z pieszych wycieczek: Oberbaumbrücke (także tu było przejście graniczne), Eat Side Gallery, słynny Checkpoint Charlie i Muzeum Ucieczek (to muzeum trzeba zobaczyć, choć gdy mieszkaliśmy „za żelazną kurtyną” biletem wstępu był PRL-owski paszport a teraz trzeba płacić; polecamy !!!), ruiny kwatery głównej Gestapo i SS i już wjeżdżamy na Potsdamer Platz. Wielkie puste przestrzenie dawnej ziemi niczyjej zapełniają już drapacze chmur, prawdziwe szklane domy. Jednak do mnie ta architektura niespecjalnie przemawia, czegoś jej brak. Szybko zmierzamy ku Pariser Platz i Bramie Brandenburskiej, gdyż chcemy jeszcze odnaleźć rowerowy supermarket i zrobić małe zakupy. Krzysiek woli chłonąć atmosferę na Placu Paryskim, więc sami udajemy się Str. des 17 Juni na poszukiwania. Oczywiście główna aleja jest zamknięta z powodu biegów (na kilka naszych wizyt w Berlinie tylko raz była otwarta), więc musimy gnać objazdem. Mimo przejechania 10 kilometrów sklepu nie znajdujemy; coś pokręciłem na mapie a nie wziąłem planu ze sobą. Wracamy więc do Krzyśka, by zrobić sobie po raz pierwszy z rowerami J pamiątkowe zdjęcie pod Bramą Brandenburską. Tak kończymy drugi dzień z lekkim niedosytem i mocnym postanowieniem powrotu na Berliner Mauerweg. Musimy dokończyć trasę; jest tego warta. S-bahnem wracamy do domu, gdzie czeka już na nas niezawodna Ewa. Co my byśmy bez Niej zrobili? Na koniec Edith gubi kawałek nóżki od roweru (zamiast wrzucić eurocenta do fontanny) w ten symboliczny sposób dając nam pretekst do powrotu.
Wielkie podziękowania dla Krzyśka i Ewy za gościnę i opiekę. Mamy nadzieję na kontynuację już niedługo.
Berliner Mauerweg - dzień pierwszy
-
DST
93.50km
-
Teren
23.00km
-
Czas
06:15
-
VAVG
14.96km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
No i stało się.Planowany od dawna wypad stałe się wreszcie faktem. Byliśmy w Berlinie wiele razy, ale nigdy nie widzieliśmy go z siodełka roweru. Postanowiliśmy połączyć przyjemne (jazdę rowerem) z pożytecznym (poznaniem kawałka historii tego miasta). Dlatego wybraliśmy szlak Berliner Mauerweg. Prowadzi on śladem muru, który na 38 lat podzielił miasto, ale co ważniejsze i smutniejsze rozdzielił ludzi i ich rodziny. Początkowo plan zakładał przejechanie trasy w trzy dni, ale wskutek wielu zdarzeń stał się ambitnym planem dwudniowym. Ruszamy więc w piątkowy ranek do miejscowości Hohen Neuendorf, gdzie dla nas zacznie się jazda po szlaku. Jedziemy razem z Krzyśkiem, który wyraził chęć przejechania z nami tej trasy. Pogoda idealna: słońce i bezchmurne niebo ; 15 kilometrów do Hohen Neuendorf mija szybko. Marinetta Jirkowsky: najmłodsza z ośmiu kobiet próbujących sforsować mur; miejsce gdzie chciała tego dokonać to nasz punkt startowy. 27 strzałów zakończyło jej 18-letnie życie i próbę wydostania się z „komunistycznego raju” NRD. Każde miejsce na Berliner Mauerweg ważne z punktu widzenia historii jest jednolicie oznakowane: pomarańczowy słup z nazwiskami ofiar, nazwą wydarzenia lub miejsca. Obok tablice ze zdjęciami i opisami po niemiecku i angielsku. Krzysiek nazwie je później „stacjami drogi krzyżowej” . Coś w tym jest, bo większość z nich opisuje smutne historie. Po wielu budynkach czy miejscach nie ma już śladu poza tymi właśnie tablicami. Ruszamy dalej asfaltową kolonnenweg, czyli drogą służącą dawniej do patrolowania granicy. Przez las powoli zarastający dawną tzw. ziemię niczyją (strefę śmierci) docieramy nad Kanał Odra-Havela. Mijamy fabrykę pociągów Bombardier, miejsce śmierci Franciszka Piesika (polskiej ofiary muru), posterunek kontroli wodnej i docieramy do jednej z niewielu granicznych wież obserwacyjnych. Grenzturm pełni teraz rolę muzeum. Stoi jak przestroga w tak pięknych okolicznościach przyrody, że aż trudno uwierzyć co tu przez 38 lat się działo. Dookoła zieleń, śpiew ptaków, wody kanału ze stateczkami turystycznymi. Wchodzimy do środka i nagle czar pryska: wewnątrz oryginalne wyposażenie (nawet fragment ściany z oryginalną szarą farbą z lat NRD), ekspozycja umundurowania, instrukcje dla żołnierzy, radiostacje, lornetki a w tle nagrania odgłosów z granicy: ujadanie psów, rozmowy żołnierzy, komendy no i strzały… Decydujemy się spojrzeć przez lornetkę i zaskoczeni jesteśmy jej parametrami: wszystko widać tak wyraźnie jak na wyciągnięcie ręki: na kanale widać kto prowadzi statek a gdyby ktoś usiadł na brzegu z gazetą, to moglibyśmy mu czytać przez ramię. Żadna ucieczka nie miała szans powodzenia. Nocą wszystko było rzęsiście oświetlone a na każdej wieży był reflektor-szperacz. Gdyby zawiedli ludzie była technika: sygnalizacja dźwiękowa, dymna a na niektórych odcinkach automaty strzelnicze. Jak bardzo trzeba było być zdesperowanym, by mimo świadomości tych zabezpieczeń jednak próbować? Ruszamy i przez pięknie pachnący iglasty las i docieramy do enklawy Fiechtewiese/ Erlengrund. To dopiero był absurd: za murem i tzw. strefą śmierci znalazły się ogródki działkowe należące do mieszkańców Berlina Zachodniego. Na podstawie specjalnych zezwoleń w określone dni w określonych godzinach mogli… zadzwonić do muru. Po szczegółowej kontroli przechodzili wydzielonym siatką korytarzem przez strefę śmierci i udawali się na działkę. Śmiać się czy płakać? W tym miejscu dotarło do nas, że mur oprócz wymiaru tragicznego miał i absurdalny. Kolejna absurdalna enklawa na naszej drodze to Eiskeller. Dzieci do szkoły jeździły pod eskortą żołnierzy. Opuszczamy piękne lasy i poruszamy się po obrzeżach Berlina to do niego wjeżdżając to znów opuszczając jego granice administracyjne. Po jednej stronie mamy West Berlin, po drugiej obszary NRD. Nawierzchnia zmienia się z asfaltowej na szutrową a my docieramy wreszcie do Sacrow nad Havelą i pięknego kościoła Heilandskirche nad jej brzegu. Jego wieża, która jest osobną budowlą była częścią muru…Objeżdżając jezioro Jurgnfersee docieramy do Poczdamu- miasta o równie ciekawej historii i architekturze jak Berlin. Tu niestety pogoda załamuje się: prawie godzinę spędzamy na przystanku chroniąc się przed ulewą. My czekamy, ale byli tacy co jechali dalej; np.: 5-latka na swoim rowerku z tatą pedałowali dalej jakgdyby nigdy nic. Szacun !!! Wreszcie ruszamy dalej i mijając kolonię drewnianych rosyjskich domków dojeżdżamy do ogrodów Neuer Garten. Na ich terenie mieści się jeden z licznych pałaców Poczdamu: Cecilienhof. To miejsce konferencji poczdamskiej, podczas której ustanawiano „nowy powojenny porządek”. Kolejnym punktem naszej trasy jest słynny most szpiegów, czyli Glienicker Brucke. Tutaj bywali agenci wielu wywiadów świata i nie miało to nic wspólnego z filmem. Po prostu co jakiś czas przeprowadzano na tym moście wymiany „spalonych” agentów jednego bloku wojskowego na „spalonych” wywiadowców drugiego bloku. Przystajemy na dłużej na moście i oddychamy prawdziwą historią podziwiając jednocześnie piękno mostu, Pałacu Babelsberg i innych zamków widocznych na tle lasów i ogrodów Poczdamu. Po kilku kilometrach docieramy do uliczek Babelsbergu, gdzie dominuje zabudowa willowa. Naprawdę piękne i wielkie wille nawet u Krzyśka (który jak wiadomo niejedna już willę i pałac widział) wywołują zachwyt. Trzy z nich mają szczególną historię: mieszkańcami ich byli czasowo Truman, Churchill i Stalin. „Wielka trójka” mieszkała tu podczas konferencji poczdamskiej. Dwa razy przejeżdżamy szukając właściwych budynków i podziwiając ich architekturę. Niestety, któremuś z lokatorów (ciekawe któremu…? Hm czyżby panu S. ?) chyba nie spodobało się to nadmierne zainteresowanie ich nieruchomościami. Zemsta była okrutna: „kapeć” w rowerze Edith; dla ułatwienia w tylnym kole. Strata czasu na przeczekanie ulewy i jeszcze na wymianę dętki ostatecznie i przedwcześnie kończą dzień pierwszy. Postanawiamy wrócić tutaj nazajutrz…
Rekordowe 1/2 SzMSz czyli, pół trasy codziennej
-
DST
17.90km
-
Czas
00:46
-
VAVG
23.35km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda była piękna i tak jakoś mimochodem, bez specjalnego wysilania się wykręciłem nowy krótszy czas do pracy. Poprawiony o 2 minuty, czyli 46 minut.
Nadrabianie zaległości
-
DST
20.10km
-
Czas
01:07
-
VAVG
18.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie wróciliśmy na swój brzeg i mogliśmy zabrać się do nadrabiania zaległości we wpisach. Zajęło to nam trochę czasu, ale i na BS i na naszym blogu (bubiteam.blox.pl) są już wpisy i zdjęcia z wycieczki do Penkun (http://iskiereczka74.bikestats.pl/694078,Szlakiem-odkryc-w-okolicach-Penkun.html) i do Altwarp na fiszbułę. Uff... lubię mieć porządek.
Z Edith tu i tam
-
DST
24.90km
-
Czas
01:31
-
VAVG
16.42km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bardzo miła jazda rankiem w rześkim chłodzie, po południu w lekkim upale. Szkoda, że tak krótko. Taka "wada" Lewego Brzegu.
Fischbrötchen und Käsekuchen, czyli "Niech się święci 1-Maja"
-
DST
54.20km
-
Czas
03:45
-
VAVG
14.45km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś pojechaliśmy na bułkę z rybką i sernik. Zestawienie smaków cokolwiek dziwne, ale i cykloza jest jednostką chorobową dotykającą "dziwaków" takich jak my. Cóż było robić w to majowe święto: stawiliśmy się na zbiórce w Hintersee pod kościołem (Święto Pracy pod kościołem ; co na to wiecznie żywi towarzysze: E & L & M ?). Fiknęliśmy z Paulinką kilka koziołków na trawce i zjawiła się liczna ekipa z miasta Sz. Po tradycyjnym zdjęciu mogliśmy już ruszyć po bułkę z rybą. Po kilku kilometrach jazdy w kierunku Rieth zjechaliśmy na punkt widokowy na Rezerwat Seegrund. To bagniste tereny położone między Ahlbeck a Hintersee. Podczas wchodzenia na platformę Pauli wbiła sobie 2 drzazgi, konieczna okazała się więc interwencja medyczna. Na szczęście w ekipie mieliśmy fachowe siły, które użyczyły nam profesjonalnego sprzętu w postaci igły. Dziękujemy Wam za pomoc i "znieczulenie miejscowe " pacjentki !!! Mogliśmy ruszyć dalej w stronę rybnych bułek. Minęliśmy Rieth i jadąc wzdłuż Jeziora Nowowarpieńskiego dojechaliśmy do osiedla Altwarp i brzegu Małego Zalewu. Potem udaliśmy się do "centrum" Altwarp mijając po drodze tzw. Chatkę Papy Smurfa (czyli Okrąglak). W samej miejscowości jest kilkanaście domów i willi w różnym stanie technicznym wartych bliższego obejrzenia. Są opisane także po polsku; widać że liczą tam na ruch turystyczny z naszej strony. W knajpce wzbudziliśmy lekki popłoch w kuchni, która miała duuuuży problem z zaspokojeniem naszych apetytów. Ja niestety byłem na końcu kolejki, ale też zjadłem ze smakiem serwowaną tam Fischbrötchen. Zajrzeliśmy jeszcze do portu, gdzie cumowało kilka kutrów i łódź wycieczkowa.Lenistwo nie trwało jednak zbyt długo, bo padła komenda i trzeba było pędzić po sernik. Po drodze wjechaliśmy w takie miejsce,że po raz pierwszy "Kruzenszterna" Pauliny trzeba było... przenosić. Kilku dzielnych rowerzystów bez problemu poradziło sobie z tym zadaniem. Paulina była zachwycona :-) Mieliśmy obawy czy kuchnia w Rieth nadąży w zaspokajaniu naszych apetytów. Daliśmy jej więc fory odwiedzając po drodze leśny cmentarz żołnierzy radzieckich. Gdy dojechaliśmy do Rieth uraczyliśmy się kawą a Pauli zafundowała sobie trrrruskawkowe lody w kawiarni mieszczącej się na podwórzu jednego z domów. Czas mijał szybko i przyjemnie, ale słońce trochę się obniżyło i trzeba było wracać do Hintersee.
Mam jeszcze dla Was jedną ciekawostkę: kościoły w Hintersee, Rieth i pobliskim Ahlbecku mają na swoim wyposażeniu organy z fabryki organów Grüneberga w Szczecinie. Fabryka ta działała w dzisiejszej dzielnicy Zdroje i pozostała po niej m.in. willa, która teraz koliduje z budową tzw. szybkiego tramwaju. Tak więc śladów szczecińskich można znaleźć sporo w tamtych okolicach.
Jeśli ktoś ma ochotę, to może poczytać o naszych rodzinnych wypadach w tamte rejony na:
http://bubiteam.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?3,2011
http://bubiteam.blox.pl/tagi_b/305155/zoo-Ueckermiunde.html
Dziękujemy za wspólną wyprawę wszystkim uczestnikom. Paulina szczególnie dziękuje za przenosiny (rowerzystom) i za "znieczulenie" (rowerzystkom).
Kilka zdjęć poniżej.