iskiereczka74 prowadzi tutaj blog rowerowy

Berliner Mauerweg - dzień drugi

  • DST 84.70km
  • Teren 16.00km
  • Czas 07:06
  • VAVG 11.93km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 maja 2012 | dodano: 31.05.2012

Drugi dzień powitał nas chłodną i słoneczną pogodą. Niezrażeni temperaturą udaliśmy się S-bahnem na stację Griebnitzsee. Na stacji uśmiech na naszych twarzach wywołuje widok sąsiedniego peronu. Dlaczego ? Sami zobaczcie…Wzdłuż kanału Teltow dojechaliśmy do dawnego drogowego przejścia granicznego Dreilinden, czyli Checkpoint Bravo. Spoglądając z wiaduktu nad autostradą na rampy i restaurację na dawnej granicy, jak przez mgłę dociera do mnie, że już tu kiedyś byłem. Widocznie w czasach schyłku komuny, gdy już można było pojechać do Berlina Zachodniego po telewizor tędy właśnie z Tatą „maluchem” jechaliśmy po ten cud techniki. Czytam jeszcze zarządzenia dotyczące ruchu tranzytowego przez NRD, a tam: ”nie zabierać nikogo, nie zjeżdżać z wyznaczonej przez władze drogi tranzytowej, nie wwozić broni, radiostacji itd. itd.” Dobrze, że choć wolno było oddychać „ich powietrzem”. Po chwili zadumy i obejrzenia historycznych zdjęć ruszamy w kierunku dzielnicy Lichterfelde. W tej dzielnicy tzw. ziemię niczyją obsadzono setkami drzewek wiśniowych. Oszałamiający musi być zapach, gdy się tu wjedzie w porze kwitnienia. Krzysiek to ma dobrze: może tu wrócić we właściwym momencie. Po wyjechaniu z tej pięknej alei znów mijamy rogatki miasta dojeżdżamy do ulicy Kirchhainer Damm. Tędy przez specjalnie utworzony punkt kontrolny wywożono z Berlina Zachodniego…. śmieci na wysypisko w NRD. Jadąc dalej od dłuższego czasu mamy po lewej mieszkaniowe dzielnice zachodniej części miasta a po prawej pola i łąki dawnej NRD. Buckower Damm to jedna z wielu ulic przedzielonych kilkadziesiąt lat murem. Stoi tam jeszcze jego jeden segment, ale przechodzący obok nas mężczyzna z psem twierdzi, że ten kawałek nie jest stąd. Według niego tutaj był wysoki płot z metalowej siatki zwieńczony zasiekami a ten betonowy segment to tylko pamiątka przywieziona z innego miejsca. Rzeczywiście historyczne zdjęcia przyklejone na murze potwierdzają ta wersję. Teraz po lewej mijamy wieżowce dzielnicy Rudow, w której 3 dni mieszkałem w roku… 1986, gdy po raz pierwszy przekroczyłem „żelazną kurtynę” . Z okien mieszkania miałem „elegancki” widok na mur, ziemię niczyją i cały ten cyrk, który tam się odbywał. W nocy było tam jasno jak w dzień ; nigdy nie zapomnę tego widoku i ujadania psów biegających na kilkudziesięciometrowych łańcuchach. Po prawej stronie widzimy wieżę lotniska Schönfeld i dojeżdżamy do ulicy Waltersdorfer Chaussee, którą też dzielił mur. Przez przejście na tej ulicy mieszkańcy Zachodniego Berlina i cudzoziemcy mogli udać się na wschodnioberlińskie lotnisko Schönfeld lub z niego wrócić. Robimy krótką przerwę obserwując ruch na ulicy i porównując stan obecny z historycznymi zdjęciami. Docieramy do autostrady A113 wzdłuż której będziemy jechać przez dłuższy czas. Zmienia się też kierunek naszej jazdy i od razu pojawia się „wmordewind”. Ogromne puste przestrzenie po ziemi niczyjej jeszcze nie są tutaj zabudowane i „wmordewind” ma tutaj gdzie pohulać. Jest tak silny, że chwilami mamy wrażenie, iż mimo ostrego pedałowania stoimy. Kolejny ciekawy historyczny przystanek na trasie to historia tunelu szpiegowskiego, dzięki któremu alianci podsłuchiwali rozmowy Rosjan. Z ta historią wiąża się także losy podwójnego agenta CIA, czyli tzw. „kreta”. Ale to dłuższa historia, o której można poczytać. Jadąc dalej wzdłuż autostrady napotykamy jeden z dłuższych ocalałych fragmentów muru. Jest to tzw. Hinterlandmauer, czyli mur zamykający część obszaru granicznego od strony wschodniej. Aby uniknąć dewastacji i samodzielnego rozbierania tego swoistego pomnika otoczono go siatką. Dalsza jazda staje się koszmarem pomimo szerokiej asfaltowej wstęgi, którą się poruszamy. „Wmordewind” tak hula, że staje się to nie do zniesienia. Wzdłuż Teltowkanal jadą z nami pod wiatr inni pechowcy na rowerach i rolkach i ich miny podobne są do naszych. Tempo wycieczki znacznie spadło i zaczynamy przeczuwać, że jednak nie dojedziemy dziś do końca. Solidnie zmęczeni docieramy do miejsca, gdzie zginął 20-letni Chris Gueffroy. Próbował uciec przez zasieki, aby uniknąć służby wojskowej do której już został wezwany. 5 lutego 1989 roku został jako ostatni śmiertelnie postrzelony przez żołnierzy wojsk granicznych. Dwa miesiące później Honecker pod naciskiem opinii publicznej zniósł rozkaz strzelania do uciekinierów. Matka Chrisa doprowadziła po upadku muru do skazania sprawców śmierci jej syna. Jedziemy teraz przez dzielnicę Treptow, która sprawia na nas pozytywne wrażenie: jest tu cicho, dominuje zieleń i niskie budynki. Gdy wyjeżdżamy na Kiefholzstrasse na horyzoncie dostrzegam wieżę telewizyjną na Alexanderplatz. Teraz droga prowadzi nas do Alt Treptow, gdzie w parku stoi zachowana wieża strażnicza i dalej wjeżdżamy na teren słynnej dzielnicy Kreuzberg. Czas nagli, więc odpuszczamy sobie zagłębianie się w zakamarki Kreuzbergu , choć Krzysiek kusi… Dalszą drogę znamy już z pieszych wycieczek: Oberbaumbrücke (także tu było przejście graniczne), Eat Side Gallery, słynny Checkpoint Charlie i Muzeum Ucieczek (to muzeum trzeba zobaczyć, choć gdy mieszkaliśmy „za żelazną kurtyną” biletem wstępu był PRL-owski paszport a teraz trzeba płacić; polecamy !!!), ruiny kwatery głównej Gestapo i SS i już wjeżdżamy na Potsdamer Platz. Wielkie puste przestrzenie dawnej ziemi niczyjej zapełniają już drapacze chmur, prawdziwe szklane domy. Jednak do mnie ta architektura niespecjalnie przemawia, czegoś jej brak. Szybko zmierzamy ku Pariser Platz i Bramie Brandenburskiej, gdyż chcemy jeszcze odnaleźć rowerowy supermarket i zrobić małe zakupy. Krzysiek woli chłonąć atmosferę na Placu Paryskim, więc sami udajemy się Str. des 17 Juni na poszukiwania. Oczywiście główna aleja jest zamknięta z powodu biegów (na kilka naszych wizyt w Berlinie tylko raz była otwarta), więc musimy gnać objazdem. Mimo przejechania 10 kilometrów sklepu nie znajdujemy; coś pokręciłem na mapie a nie wziąłem planu ze sobą. Wracamy więc do Krzyśka, by zrobić sobie po raz pierwszy z rowerami J pamiątkowe zdjęcie pod Bramą Brandenburską. Tak kończymy drugi dzień z lekkim niedosytem i mocnym postanowieniem powrotu na Berliner Mauerweg. Musimy dokończyć trasę; jest tego warta. S-bahnem wracamy do domu, gdzie czeka już na nas niezawodna Ewa. Co my byśmy bez Niej zrobili? Na koniec Edith gubi kawałek nóżki od roweru (zamiast wrzucić eurocenta do fontanny) w ten symboliczny sposób dając nam pretekst do powrotu.
Wielkie podziękowania dla Krzyśka i Ewy za gościnę i opiekę. Mamy nadzieję na kontynuację już niedługo.























komentarze
iskiereczka74
| 06:14 czwartek, 7 czerwca 2012 | linkuj Do Berlina zawsze....
siwobrody
| 20:20 środa, 6 czerwca 2012 | linkuj Może kiedyś wszyscy razem pojedziemy na wycieczkę po Berlinie.
benasek
| 11:44 środa, 6 czerwca 2012 | linkuj Nie tylko Wy liczycie na dokończenie trasy, ale ja też...
Niesamowite zjawisko, byłem z Wami, a oglądam z wielkim zainteresowaniem te fotki!
r21
| 20:29 piątek, 1 czerwca 2012 | linkuj Szkoda, że tak słabo znam Berlin... tak blisko domu, a tak daleko.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wczes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]