Rowerowa Rugia 2012, czyli wakacje bez samochodu ; dzień 5
-
DST
47.10km
-
Czas
03:53
-
VAVG
12.13km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolejny poranek nie zaskoczył nas swoim obliczem: był pochmurny i ciepły. Żegnamy Sund Camp i tuż obok wjeżdżamy na szlak Rügen Round Tour. Jedziemy wśród pól rzepaku i zboża tuż obok brzegu. W pewnym momencie na wodzie obok innych żagłowek spostrzegamy charakterystyczne brązowe żagle; to na pewno zeesboot! Niestety warunki fotograficzne są fatalne: jest szaro-buro, nad wodą lekka mgiełka. Szkoda, okazja do zrobienia zdjęcia zeesboota pod żaglami przejdzie nam koło nosa. W Bessin oglądamy ciekawy malutki kościółek z XV w. pod wezwaniem Św. Krzyża. Rozmiary świątyni wydają nam się być adekwatne do rozmiarów miejscowości: to właściwie kilka domów zagubionych w lesie. Kościółek ma bardzo ładny malowany sufit i cenne wyposażenie, mimo to wszystko można zobaczyć przez kratę otworu wejściowego. Wśród niekończących się pól rzepaku dojeżdżamy do Rambin. Tutejszy kościół jest zamknięty na głucho, ale i tak zostajemy pod nim dłużej korzystając z gościnności ławek i stołu. Przy okazji udzielamy pomocy niemieckiej rowerzystce, która nie może znaleźć właściwej drogi. Po krótkiej pogawędce z panią zaliczamy jeszcze super plac zabaw dla dzieci, którego niejedno polskie podwórko mogłoby tej wiosce pozazdrościć. Robi się gorąco, bo niebo stało się już błękitne a my kluczymy wśród pól asfaltową drogą . W oddali ciągle widzimy wody zatoki Kubitzer Bodden i kierujemy się do Landow. Asfalt kończy się i nagle znajdujemy się na polnej drodze, przy której spotykamy niespodziewanie stadko złożone z osiołka i kilku owiec. W tak pięknych okolicznościach przyrody nie sposób się nie zatrzymać. XV-wieczny ceglany z ryglową wieżą kościół w Landow robi niesamowite wrażenie. Lata rządów specjalistów z SED doprowadziły do zawalenia się części drewnianego malowanego sufitu, ściany także straszą dziurami. Obecnie świątynia używana jest sporadycznie do ślubów , przede wszystkim jednak jest miejscem wydarzeń kulturalnych. Miejsce to ma wspaniałą akustykę o czym niespodziewanie się przekonujemy… jak ?? Niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą, którą każdy z was może odkryć docierając do tego pięknego i leżącego nieco na uboczu miejsca. Warto. Obieramy kurs na Waase i wyspę Ummanz, która jest bazą dla surferów. Dojeżdżamy do Suhrendorf, bo chcemy popatrzeć na ich popisy, ale tu okazuje się, że nie ma ogólnodostępnej plaży. Ponieważ jest gorąco i jesteśmy już zmęczeni decydujemy się przenocować na tutejszym campingu. Jest usytuowany nad wodą i jak się okazuje stacjonuje tam wielu surferów. Niestety wiatr dzisiaj nie jest zbyt silny, więc tylko nieliczni pływają. Na łące na powitanie niemieccy sąsiedzi częstują nas kawą z ekspresu, który wożą… w bagażniku samochodu. Po posiłku jedziemy jeszcze na wieczorną wycieczkę po wale przeciwpowodziowym, z którego można popatrzeć na słynną wyspę Hiddensee. Na deser odwiedzamy miejscowość, która jako nazwę nosi moje nazwisko; a może jest odwrotnie? Jak zwykle bezwietrzny i ciepły wieczór z pięknie zachodzącym słońcem jest ukoronowaniem tego dnia.