iskiereczka74 prowadzi tutaj blog rowerowy

SzMSz prawie codzienny

  • DST 35.60km
  • Czas 01:42
  • VAVG 20.94km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 października 2012 | dodano: 29.10.2012

No i temperatura w dół...



Tu i tam..

  • DST 23.60km
  • Czas 01:11
  • VAVG 19.94km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 października 2012 | dodano: 29.10.2012

Sprawy różne zawodowe i urzędowe



1/2 SzMSz- a, czyli do pracy

  • DST 19.60km
  • Czas 00:59
  • VAVG 19.93km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 października 2012 | dodano: 29.10.2012

Jeszcze ciepło...



Berliner Mauerweg ukończony w Festiwalu Świateł

  • DST 53.40km
  • Czas 04:08
  • VAVG 12.92km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 października 2012 | dodano: 29.10.2012

Tak niespodziewanie przyszło zaproszenie od Benaska, że ledwo zdążyliśmy się zorganizować. Takiej oferty nie mogliśmy odpuścić, więc w piękne słoneczne i bezwietrzne popołudnie ( na termometrach niewiarygodne 18 stopni pana C !!!) żegnani przez Ewę, Mroczkę i Tigula ruszyliśmy do Hohen Neuendorf, skąd zaczęliśmy w maju objazd Berliner Mauerweg. Aby formalnościom stało się zadość ponownie odwiedziliśmy miejsce majowego startu, czyli Florastr., na której zastrzelono Marinettę Jirkowsky. Przy okazji chciałem uwiecznić starą żółtą tablicę z napisem Berlin, której nie udało się sfotografować poprzednio. Podobała mi się właśnie ze względu na swój stan i wiek (lata 80-te ???), ale niestety zastąpiono ja nową. Ruszyliśmy więc w przeciwną niż w maju stronę krętą leśną drogą docierając do jednej z niewielu zachowanych wież strażniczych tzw. Waldturm "Deutsche Waldjugend". Nie mamy jednak szczęścia, bo teren jest dostępny tylko w określonych godzinach a my jesteśmy po czasie. Podążamy więc dalej pięknym lasem, gdy Nasz Przewodnik niespodziewanie zjeżdża w bok. Tam naszym oczom ukazuje się indiańska wioska zbudowana ku radości dzieciaków: drewniane figury zwierząt, totem, wigwam to atrakcje tej polany. Fajne miejsce, ale już wymagające naprawy, bo wandale docierają i tu niestety. Wyjeżdżamy z lasu na ruchliwą Oranienburger Chaussee a potem odbijamy w (nomem-omen)Silvesterweg, by dotrzeć do miejsca zwanego "Kaczym dziobem". Przyciągnęła nas w to niezwykłe miejsce informacja o stojących tu jeszcze sześciu sztukach starych NRD-owskich lampach granicznych. Mur skręcał tu pod absurdalnym kątem i teren był tak wąski, że uliczka Am Sandkrug była w zasadzie pasem granicznym, na którym mieszkali ludzie. Oczywiście jacy to ludzie mogli mieszkać na NRD-owskim pasie granicznym kilka metrów od właściwego muru (nie tego dodatkowego,wewnętrznego uniemożliwiającego wstęp na pas graniczny jak to było w innych miejscach) nie trzeba chyba pisać. "Sami swoi" byli oświetleni w "Kaczym Dziobie" tak,że chyba nie musieli używać światła w domu. Sympatyczny (nawet bardzo) właściciel jednego z nowo wybudowanych tutaj domów rozwiewa jednak nasze nadzieje: około 3 lata temu lampy zostały zlikwidowane; dlaczego ? sam nie wie. Wracając na właściwą Mauerweg widzimy kolejnych rowerzystów jadących na "Kaczy Dziób" w poszukiwaniu lamp zapewne...Żal po kolejnym śladzie historii rekompensują nam nieco rozległe tereny łąk w rezerwacie Tegeler Fliesstal, którego środkiem wzdłuż rzeczki biegła granica i mur. Po minięciu środka tej uroczej dolinki i podjechaniu pod dość ostry podjazd naszym oczom ukazuje się panorama miasta z górująca nad nim wieżą telewizyjna na Alexanderplatz. Jedziemy dalej, bo słońce zaczyna już powoli opadać a przed nami jeszcze kawałek drogi. Odcinek prowadzący przez dzielnicę Pankow biegnie wzdłuż torów kolejowych nie zrobił na nas pozytywnego wrażenia. Może dlatego, że w szarówce dnia co i rusz na naszej drodze pojawiały się jakieś dziwne typy ludzi a wszystko to w otoczeniu mniej lub bardziej szarych blokowisk. Gdy zjawiamy się na słynnej Bornholmerstr. jest już ciemno i nici choćby z obejrzenia wieży wartowniczej między domami, czy resztek muru. Ciężko będzie też ze zdjęciami, więc staramy się chociaż zapamiętać ten widok: Berlin już płonie światłami, które stąd dobrze widać. Za chwilę zaczniemy poruszać się po tym morzu świateł i światełek, ale póki co bliżej nam do rozświetlonego Gesundbrunnen i pogrążonego w ciemności Huboldthain, niż do Pariser Platz. Jedziemy dalej i przez Bernauerstr. i Kielerstr. docieramy do kanałów Szprewy. Widok na Hauptbahnhof i dzielnicę Mitte nie pozostawia wątpliwości: dziś tutaj w roli głównej światła i światełka. Klucząc docieramy wśród tłumów ludzi do Pariser Platz, gdzie kończy się nasza trasa "po murze", ale zaczyna "po światłach". Potsdamer Platz, Berliner Dom, Brandenburger Tor, Hackescher Markt i juz jest 23 na zegarku. A tu jeszcze tyle do oglądania... To miasto zawsze nas zaskakuje, ale dziś zaskoczyło ponownie, choć tyle już razy z Edith tu byliśmy. Zaskoczyło tłumami na chodnikach i korkami na ulicach o 23-ej, mappingiem na Katedrze, dzięki któremu wciąż zmieniała swoje oblicze na coraz bardziej bajkowe. Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem był jednak fakt, że nawet nocą po Berlinie jadą setki rowerzystów, i że jest to jazda bezpieczna i przyjemna. I znów zostaliśmy z lekkim niedosytem i gorącym postanowieniem powrotu; bo jeszcze Pinke Panke, bo jeszcze wzgórze Humoldthain, i jeszcze... i jeszcze... Berlin ! Du bist so wunderbar !!!!

Kilka zdjęć, które udało się mimo wszystko zrobić :-)



Tu i tam..

  • DST 13.70km
  • Czas 00:40
  • VAVG 20.55km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 października 2012 | dodano: 19.10.2012

ciepełko



SzMSz prawie codzienny

  • DST 35.60km
  • Czas 01:41
  • VAVG 21.15km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 października 2012 | dodano: 18.10.2012

Ale pogoda, ale jazda :-)) Wiatr ciepły jakby znad Afryki. To naprawdę październik ???
Coś mi rzęzi w prądnicy...



1/2 SzMSz- a, czyli do pracy

  • DST 18.60km
  • Czas 00:58
  • VAVG 19.24km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 października 2012 | dodano: 15.10.2012

Ciężko jakoś się dzisiaj jechało.



"Witamy w dolinie, którą miłość stworzyła"

  • DST 80.00km
  • Czas 04:29
  • VAVG 17.84km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 października 2012 | dodano: 15.10.2012

Pogoda prawie zgodnie z prognozą (prawie, bo zapowiadany deszczyk odpuścił)była idealna na tą przejażdżkę: słoneczko i kilkanaście stopni jeszcze powyżej zera. Już niedługo zaczną się jesienne przenikliwe zimne poranki i dni całę, ale póki co jedziemy. Startujemy z Gryfina przy jeszcze pochmurnym niebie tylko we dwójkę z Edith. Za mostem granicznym na Odrze zapowiedział się Hubert. Tzw. DDRiP pomiędzy dwoma mostami jest już w stanie daleko posuniętego rozpadu: pełna nierówności i dziur, poprzecznych zapadlisk, w których nagle może nam zostać koło. Za mostem nikt nie czeka i po kilku minutach ruszamy nagrywając się Hubertowi na "automacik". Znanymi ścieżkami podążamy przez puste nabrzeża Mescherin, mijamy "Eclesia sub cruce", i wjeżdżamy w las. Wita nas pięknym zapachem i półcieniem. Wspinamy się tak pod górkę, gdy telefon uprzejmie się rozdzwania. To Hubert, który jak się okazało "zakopał się" na Szlaku Bielika i teraz chce nas dogonić. Miłe spotkanie planujemy w lesie, lub w Gartz(Oder).Zastanawiam sie, gdy tak jadę tą ścieżką, że przecież jest też zbudowana z kostki, pod nia niewątpliwie tysiące korzeni a równa jest i gładka. W czym tkwi jej sekrecik? W porządnej podbudowie chyba, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy, gdy tak porównuję ją z dopiero co przejechanym "shitobrukiem" między mostami na Odrze. W Gartz chwile oczekujemy na Huberta i wspólnie wynurzamy się na tzw. "Patelnię", czyli suchego przestwór oceanu nadodrzańskich łąk. Zgodnie z przewidywaniami panuje tam "wmordewind", ale na razie sił nam staje. Pustawe są jesienią te tereny nad rzeką, ale ich piękno pozostaje niezmienne. Gadając o tym i owym dojeżdżamy do miejsca zwanego "See Schwalbe" (a łabędzi na nim ani śladu), gdzie króluje hałas i ruch tysięcy ptaków. To gęsi(?)zbierają sie przed odlotem, sejmikują, trenują loty i... walczą o władzę. Jedną z takich walk obserwujemy z uwagą popijając kawę. Tonacja gęgolenia co zauważa Hubert zmienia się podczas tej walki, by powrócić do poprzedniej, gdy jasne już jest "kto rządzi". Ruszamy dalej, bo czas biegnie nieubłaganie. Tuż przed Schwedt, aby uniknąć jazdy przez to miasto Hubert przeprowadza nas na druga stronę kanału na śluzą. I tutaj dopiero się zaczyna: "wmordewind" ogranicza prędkość, rozmawiać to już się w ogóle nie chce; z tęsknotą wypatruję mostu, by się stąd wydostać. Wreszcie jest wyjazd i odbijamy na Polskę. Po krótkiej przejażdżce "shitobrukiem" (a jakże!)i "pokonaniu" przejścia granicznego, którego wygląd jest już nieco przygnębiający jesteśmy w Krajniku. Zaraz za mostem skręcamy w prawo i jadąc wzdłuż rzeki dojeżdżamy do Doliny Miłości. Dolina okazuje się być najpierw... stromym wzgórzem, pod które trzeba się wepchnąć z rowerem. Dogodniejszy wjazd odkryjemy opuszczając to miejsce. Póki co wpychamy rowery i po dotarciu na ścieżkę zaczynamy zwiedzanie. Najpierw Wzgórze Altany z kamieniami poświęconymi założycielom rodu von Humbert, skąd byłby ładny widok na rzekę, gdyby nie zasłaniające go drzewa.Stąd jedziemy na Wzgórze Pamięci, na którym znajdujemy kamienny stół z pierwszymi słowami hymnu Niemiec (tak tak tymi znanymi światu słowami )oraz liczne głazy pamiątkowe z wyrytymi nazwiskami ludzi zasłużonych w kulturze, polityce i na wojnie. Fajne miejsce z pięknym widokiem na dolinę Odry. Po krótkim posiłku i rozmowie w tym ciepłym i zacisznym miejscu sprowadzamy rowery stromą ścieżką w dół. Po kilkudziesięciu metrach można już jechać. Docieramy do drogi wyprowadzającej nas przyjemnym i szybkim zjazdem z parku ku rzece. Tu odkrywamy jeszcze miejsce zwane Basztą, które teraz jest już tylko punktem widokowym. Jako, że czas zaczyna nas naglić zostawiamy je sobie na kolejna wizytę. Ruszamy znaną nam trasą w drogę powrotną z krótkimi postojami na uzupełnianie płynów i sił. Mieliśmy z Edith apetyt na sfotografowanie eksplozji jesiennych kolorów, a tu niespodzianka: wciąż jeszcze dominuje zieleń. Nic to jednak; byliśmy zadowoleni z dotarcia do tego miejsca, które już raz próbowaliśmy odwiedzić. Wiemy też, że musimy tu powrócić z większym zapasem czasu, aby spenetrować je do końca. Na Jeziorze Łabędzim nadal zero łabędzi, ale i gęsi mniej. Odleciały już czy tylko schowały się na noc? W drodze powrotnej jechało się "z wiatrem" i Hubert bez problemów zdążył na planowany pociąg. Pociąg, który Go nie zabrał, ale to już inna historia. Dobrze, że miał "za chwilę" drugi i szczęśliwie powrócił do domu.
Zdjęcia można zobaczyć tutaj



SzMSz prawie codzienny i... "Kaloryfer"

  • DST 35.60km
  • Czas 01:44
  • VAVG 20.54km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 października 2012 | dodano: 13.10.2012

Tak to sobie dziś jechałem i uświadomiłem sobie, że już jesień i znów grzeją :-/

">Piosenka o grzaniu



SzMSz prawie codzienny

  • DST 35.70km
  • Czas 01:44
  • VAVG 20.60km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 października 2012 | dodano: 11.10.2012

Rano zimno ; po południu wietrznie i deszczowo... jak dojechałem do domu w ciągu 20 minut wyszło słońce i niebo zrobiło się błękitne.