Berliner Mauerweg ukończony w Festiwalu Świateł
-
DST
53.40km
-
Czas
04:08
-
VAVG
12.92km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak niespodziewanie przyszło zaproszenie od Benaska, że ledwo zdążyliśmy się zorganizować. Takiej oferty nie mogliśmy odpuścić, więc w piękne słoneczne i bezwietrzne popołudnie ( na termometrach niewiarygodne 18 stopni pana C !!!) żegnani przez Ewę, Mroczkę i Tigula ruszyliśmy do Hohen Neuendorf, skąd zaczęliśmy w maju objazd Berliner Mauerweg. Aby formalnościom stało się zadość ponownie odwiedziliśmy miejsce majowego startu, czyli Florastr., na której zastrzelono Marinettę Jirkowsky. Przy okazji chciałem uwiecznić starą żółtą tablicę z napisem Berlin, której nie udało się sfotografować poprzednio. Podobała mi się właśnie ze względu na swój stan i wiek (lata 80-te ???), ale niestety zastąpiono ja nową. Ruszyliśmy więc w przeciwną niż w maju stronę krętą leśną drogą docierając do jednej z niewielu zachowanych wież strażniczych tzw. Waldturm "Deutsche Waldjugend". Nie mamy jednak szczęścia, bo teren jest dostępny tylko w określonych godzinach a my jesteśmy po czasie. Podążamy więc dalej pięknym lasem, gdy Nasz Przewodnik niespodziewanie zjeżdża w bok. Tam naszym oczom ukazuje się indiańska wioska zbudowana ku radości dzieciaków: drewniane figury zwierząt, totem, wigwam to atrakcje tej polany. Fajne miejsce, ale już wymagające naprawy, bo wandale docierają i tu niestety. Wyjeżdżamy z lasu na ruchliwą Oranienburger Chaussee a potem odbijamy w (nomem-omen)Silvesterweg, by dotrzeć do miejsca zwanego "Kaczym dziobem". Przyciągnęła nas w to niezwykłe miejsce informacja o stojących tu jeszcze sześciu sztukach starych NRD-owskich lampach granicznych. Mur skręcał tu pod absurdalnym kątem i teren był tak wąski, że uliczka Am Sandkrug była w zasadzie pasem granicznym, na którym mieszkali ludzie. Oczywiście jacy to ludzie mogli mieszkać na NRD-owskim pasie granicznym kilka metrów od właściwego muru (nie tego dodatkowego,wewnętrznego uniemożliwiającego wstęp na pas graniczny jak to było w innych miejscach) nie trzeba chyba pisać. "Sami swoi" byli oświetleni w "Kaczym Dziobie" tak,że chyba nie musieli używać światła w domu. Sympatyczny (nawet bardzo) właściciel jednego z nowo wybudowanych tutaj domów rozwiewa jednak nasze nadzieje: około 3 lata temu lampy zostały zlikwidowane; dlaczego ? sam nie wie. Wracając na właściwą Mauerweg widzimy kolejnych rowerzystów jadących na "Kaczy Dziób" w poszukiwaniu lamp zapewne...Żal po kolejnym śladzie historii rekompensują nam nieco rozległe tereny łąk w rezerwacie Tegeler Fliesstal, którego środkiem wzdłuż rzeczki biegła granica i mur. Po minięciu środka tej uroczej dolinki i podjechaniu pod dość ostry podjazd naszym oczom ukazuje się panorama miasta z górująca nad nim wieżą telewizyjna na Alexanderplatz. Jedziemy dalej, bo słońce zaczyna już powoli opadać a przed nami jeszcze kawałek drogi. Odcinek prowadzący przez dzielnicę Pankow biegnie wzdłuż torów kolejowych nie zrobił na nas pozytywnego wrażenia. Może dlatego, że w szarówce dnia co i rusz na naszej drodze pojawiały się jakieś dziwne typy ludzi a wszystko to w otoczeniu mniej lub bardziej szarych blokowisk. Gdy zjawiamy się na słynnej Bornholmerstr. jest już ciemno i nici choćby z obejrzenia wieży wartowniczej między domami, czy resztek muru. Ciężko będzie też ze zdjęciami, więc staramy się chociaż zapamiętać ten widok: Berlin już płonie światłami, które stąd dobrze widać. Za chwilę zaczniemy poruszać się po tym morzu świateł i światełek, ale póki co bliżej nam do rozświetlonego Gesundbrunnen i pogrążonego w ciemności Huboldthain, niż do Pariser Platz. Jedziemy dalej i przez Bernauerstr. i Kielerstr. docieramy do kanałów Szprewy. Widok na Hauptbahnhof i dzielnicę Mitte nie pozostawia wątpliwości: dziś tutaj w roli głównej światła i światełka. Klucząc docieramy wśród tłumów ludzi do Pariser Platz, gdzie kończy się nasza trasa "po murze", ale zaczyna "po światłach". Potsdamer Platz, Berliner Dom, Brandenburger Tor, Hackescher Markt i juz jest 23 na zegarku. A tu jeszcze tyle do oglądania... To miasto zawsze nas zaskakuje, ale dziś zaskoczyło ponownie, choć tyle już razy z Edith tu byliśmy. Zaskoczyło tłumami na chodnikach i korkami na ulicach o 23-ej, mappingiem na Katedrze, dzięki któremu wciąż zmieniała swoje oblicze na coraz bardziej bajkowe. Najbardziej pozytywnym zaskoczeniem był jednak fakt, że nawet nocą po Berlinie jadą setki rowerzystów, i że jest to jazda bezpieczna i przyjemna. I znów zostaliśmy z lekkim niedosytem i gorącym postanowieniem powrotu; bo jeszcze Pinke Panke, bo jeszcze wzgórze Humoldthain, i jeszcze... i jeszcze... Berlin ! Du bist so wunderbar !!!!
Kilka zdjęć, które udało się mimo wszystko zrobić :-)
komentarze
To chyba fenomen Twoich opisów.
Zapraszamy ponownie...