Czerwiec, 2013
Dystans całkowity: | 733.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 42:44 |
Średnia prędkość: | 17.17 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 43.17 km i 2h 30m |
Więcej statystyk |
Dojazd do pracy mam dobry...
-
DST
40.10km
-
Czas
02:01
-
VAVG
19.88km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
i pogodę wzorcową :-)
Święto Cykliczne Szczecin 2013
-
DST
40.90km
-
Czas
03:16
-
VAVG
12.52km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nic nie będę pisał popatrzcie na zdjęcia :-) UFF !!!
Dobrze jest mieć wolny piątek, bo...
-
DST
71.60km
-
Czas
05:01
-
VAVG
14.27km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
...można załatwić kilka spraw na tzw. mieście. Ale oprócz tego odwiedzić jakieś ciekawe miejsce, na które zawsze albo brak czasu, albo spada ono z programu, bo "przecież jest tak blisko, że następnym razem je zobaczę". A tymczasem...niektóre miejsca już "za chwilę" znikną. Tak może być z pierwszym odwiedzonym przez nas w piątek: Szczecińska Wenecja jest już w stanie głębokiego rozpadu i chyba nikomu już nie marzy się jakaś rewitalizacja tego obszaru. Przy ul. Kolumba straszą nie tylko kamienice ale i dawne budynki pofabryczne. Nigdy nie zrozumiem tej "magistrackiej logiki", w myśl której na kamienicach straszących wyglądem i stanem technicznym wiesza się nowe tabliczki z numerami; budynki proszą się o remont na który ponoć nie ma kasy; jest za to kasa na tabliczki, loga i inne "bardzo istotne rzeczy". Całości obrazu dopełnia rozwalająca się jezdnia, po której pędzą tramwaje, osobówki i ....40-tonowe ciężarówki. Uciekliśmy stamtąd czym prędzej a po spotkaniu z Hopfenem udaliśmy się na Cmentarz Centralny. Piękny jak zawsze i o każdej porze. Dalej w kierunku Niebuszewa po starych i nowych szlakach, przejściem podziemnym nr 2 i w kierunku Polic. Przy ul. Ostrowskiej pierwszy cel naszej wycieczki: dawny niemiecki cmentarz: zaskakuje wielkością, pięknym usytuowaniem na wzgórzu, w centralnej części największy pomnik z pierwszej wojny w Szczecinie (niektóre nazwiska są polskie), ujęcie wody z czasów gdy cmentarz jeszcze działał, resztki schodów na tarasy, gdzie chowano zmarłych. Szkoda, że nagrobki poprzewracane; gdyby stały wrażenie byłoby pozytywne; teraz niestety... dobrze, ze gmina raz w tygodniu sprząta, choć firma nie jest zbyt dokładna w tym co robi; ot takie zamiatanie rynku, z uliczkami gorzej.No i ten brak szacunku dla cmentarza jako takiego, o czym świadczą rozbite o pomnik butelki. Smutne to. Ten brak kultury i szacunku niespodziewanie objawia się także kilka kilometrów dalej: na pomniku poległych żołnierzy radzieckich przy ul. Nehringa jakiś "patriota" czerwoną farbą wyraził swój głos w sprawie; właśnie w jakiej sprawie??? Robimy krótką przerwę kawową i dalej jedziemy ul. Nehringa na kolejny cmentarz na Stołczynie. Tutaj większość nagrobków stoi i samo miejsce jest lepiej zadbane. Odwiedzamy jeszcze XV-wieczny kościółek i staczamy się ku Odrze. Na kolejny cmentarzyk nie starczy nam już czasu. Przez "zapomniany szczecin" wracamy ku Wałom Chrobrego, na których żegnamy się z Hopfenem. Potem wieczorem "dokręcam" jeszcze kilometry do Centrum, aby odebrać auto z naprawy. Dystans jak "na wakacjach" mi wychodzi.
Jeśli macie ochotę na zdjęcia
Nerwowa jazda w pełnym słońcu
-
DST
39.70km
-
Czas
01:56
-
VAVG
20.53km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niespodziewany kapeć zatrzymał mnie w pracy zbyt długo, potem jeszcze korek na Energetyków z powodu potrącenia. Wszystko razem spowodowało nerwową jazdę. Skrót przez ul.Sowińskiego już gotowy, choć oficjalnie jeszcze nie oddany do użytku. Teraz będzie tam strefa "Tempo 30 " wow !!
Dojazd do pracy mam dobry...
-
DST
47.20km
-
Czas
02:30
-
VAVG
18.88km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piękna pogoda, aż się nie chciało zsiąść z roweru. Karnęliśmy się jeszcze do sklepu po odbiór reklamacji; okazało się, że odpowiedź była "nie na temat" więc buty ponownie zostały zareklamowane. Chyba ktoś nie umie czytać a mieni się ekspertem.
Dojazd do pracy mam dobry...
-
DST
31.30km
-
Czas
01:34
-
VAVG
19.98km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
auto padło, ale nic to mam przecież rower :-)))) pogoda jak drut i jest pięknie
Zamiast Berlina: Cień historii z łubinem w tle
-
DST
59.50km
-
Czas
04:21
-
VAVG
13.68km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mieliśmy wielkie chęci, mieliśmy zaproszenie i apetyt na spotkanie z Krzyśkiem i wspólny udział w Sternfahrcie 2013. Niestety dzień wcześniej samochód odmówił współpracy i z wyjazdu ku naszemu żalowi i wściekłości nici... Aby całkiem nie odpuścić postanowiliśmy z Hopfenem i Ivoncją udać się we wskazane przez Hopfena ciekawe miejsce. Pogoda była od rana "idealna na rower", czyli padało, wiało a gdy czekaliśmy w Zdrojach na szynobus przewaliła się nad nami jeszcze burza. Mimo to nie zrezygnowaliśmy, bo według "królewskiej norweskiej" miało być całkiem ładnie. Podjechaliśmy więc do Łubowa a stamtąd ruszyliśmy w nieznane nam rejony Bornego Sulinowa. Do lat 90-tych ubiegłego wieku były one nieznane właściwie wszystkim poza leśnikami. Stacjonowały tam wojska sojuszniczej armii, więc po co tam komu przebywać? Wcześniej był to garnizon niemiecki dobrze schowany w głębokim lesie. Droga do Bornego przez lasy prowadziła właśnie: betonowa nawierzchnia wygląda niemal jak przed kilkudziesięciu laty: porządna niemiecka robota. Prowadzeni przez Hopfena odbiliśmy nieco w las, aby znaleźć resztki bunkrów. Wbrew znanemu cytatowi ze znanego filmu "bunkry były" i pewnie jeszcze kilkadziesiąt lat będą, choć natura robi co może, by ślady zatrzeć. Lasem dotarliśmy do historycznej rampy kolejowej skąd sojusznicza armia odjechała do domu, gdy już (cytuję z transparentu)" spłaciła swój internacjonalistyczny dług".
Rozmiary a co za tym idzie przepustowość tego leśnego "terminalu" nadal robią wrażenie. Z rampy skierowaliśmy się do Bornego: niesamowitego miasteczka w lesie nad wielkim jeziorem; ten kto wymyślił, by je tu ulokować naprawdę miał "pomysła". Już teraz wiem, dlaczego można było się stąd nie ruszać: piękne otoczenie zieleni i wody, przemyślany układ komunikacyjny, kino-teatr, którego nie powstydziłby się żaden ośrodek miejski; no po prostu wszystko na miejscu. Teraz też odrestaurowane, uporządkowane, czyste miasteczko wyłaniające się z lasu. DDR-ów, to chyba tam mają więcej w przeliczeniu na mieszkańca niż w Sz.?
Nad jeziorem plaża, marina, place zabaw dla dzieci, mają nawet arboretum (!) i... statek zacumowany w skarpie przy jeziorze. Zabytkowe wille niemieckich i rosyjskich generałów dopełniają całości. Po krótkim posiłku pojechaliśmy obok nieczynnego już (ale zadbanego i zabezpieczonego) radzieckiego cmentarza w stronę Kłomina. Po drodze przejechaliśmy przez Diabelskie Pustacie, czyli dawny poligon Afrika Korps. Nic dziwnego, ze tutaj ćwiczyli: rozległe przestrzenie z piaszczystymi drogami jako żywo przypominają pustynię, zwłaszcza gdy słońce tak jak nam przypieka głowy. Nie ma się gdzie przed nim ukryć. Dookoła piachy i pola wrzosów: trzeba tu przyjechać we wrześniu; na pewno będzie pięknie. Wjeżdżamy do lasu i już (a właściwie jeszcze)widać rozmach dawnego miasteczka: pozostały zarysy zaskakująco szerokich dróg w postaci kamiennych krawężników i skrzyżowań; tylko drogi w bok prowadza już w gęste krzewy i młodniki. Natura robi co może, by zatrzeć ślady. Docieramy do Kłomina(ros. Grodek lub Gródek/Гродек, niem. Westfalenhof) : poradzieckiego osiedla w lesie. Pozostało kilka bloków, przejmujący widok i aż żal, że dopuszczono do zniweczenia takiej ilości mieszkań.Niektórzy mówią, że to Miasto Duchów; już niedługo może zatętni życiem, bo jeden blok jest o dziwo w remoncie a w sumie mają pozostać tu 4 budynki. Tutaj także było życie...wojskowe, obozowe, jenieckie w Gross Born II potem normalne, zwyczajne, codzienne. Opuszczając Kłomino, po wjeździe w ożywczy cień lasu nagle naszym oczom ukazuje się znany z innego filmu prawdziwy "las krzyży". Białe, proste brzozowe krzyże , kilkadziesiąt grobów zagubionych w leśnej ciszy. Żadnych nazwisk, tylko te krzyże... Aż szkoda otwierać usta i zakłócać wieczny spoczynek kimkolwiek są Ci, którzy tu zakończyli ziemską wedrówkę...Docieramy do szosy i jedziemy wzdłuż Zalewów Nadarzyckich, rzeki Pilawy do Łubowa. Po drodze zaliczamy jeszcze punkt widokowy i jaz na Pilawie. Kościół kamienny w Łubowie jest niestety zamknięty, choć jak informuje tablica leży na Szlaku Otwartych Kościołów :-) Jako biskup był w nim Karol Wojtyła, zaś wewnątrz jest ołtarz z tzw. Szkoły Wita Stwosza. Widzimy tylko jego fragment przez dziurkę od klucza.Udajemy się więc na stację a raczej to co z niej zostało.Kiedyś prowadziła stąd linia do Bornego, więc stacja tętniła życiem w rytm transportów dla sojuszniczej armii. Dziś nawet budynek stacyjny należałoby wyburzyć po latach zaniedbań. Pociąg jak zwykle...PKP. Pogoda sprawdziła się w 100 % (chwała norweskiej królewskiej!!!), nie spadła ani kropla deszczu.
Zdjęcia znajdziecie tutaj