iskiereczka74 prowadzi tutaj blog rowerowy

Zamiast Berlina: Cień historii z łubinem w tle

  • DST 59.50km
  • Czas 04:21
  • VAVG 13.68km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano: 06.06.2013

Mieliśmy wielkie chęci, mieliśmy zaproszenie i apetyt na spotkanie z Krzyśkiem i wspólny udział w Sternfahrcie 2013. Niestety dzień wcześniej samochód odmówił współpracy i z wyjazdu ku naszemu żalowi i wściekłości nici... Aby całkiem nie odpuścić postanowiliśmy z Hopfenem i Ivoncją udać się we wskazane przez Hopfena ciekawe miejsce. Pogoda była od rana "idealna na rower", czyli padało, wiało a gdy czekaliśmy w Zdrojach na szynobus przewaliła się nad nami jeszcze burza. Mimo to nie zrezygnowaliśmy, bo według "królewskiej norweskiej" miało być całkiem ładnie. Podjechaliśmy więc do Łubowa a stamtąd ruszyliśmy w nieznane nam rejony Bornego Sulinowa. Do lat 90-tych ubiegłego wieku były one nieznane właściwie wszystkim poza leśnikami. Stacjonowały tam wojska sojuszniczej armii, więc po co tam komu przebywać? Wcześniej był to garnizon niemiecki dobrze schowany w głębokim lesie. Droga do Bornego przez lasy prowadziła właśnie: betonowa nawierzchnia wygląda niemal jak przed kilkudziesięciu laty: porządna niemiecka robota. Prowadzeni przez Hopfena odbiliśmy nieco w las, aby znaleźć resztki bunkrów. Wbrew znanemu cytatowi ze znanego filmu "bunkry były" i pewnie jeszcze kilkadziesiąt lat będą, choć natura robi co może, by ślady zatrzeć. Lasem dotarliśmy do historycznej rampy kolejowej skąd sojusznicza armia odjechała do domu, gdy już (cytuję z transparentu)" spłaciła swój internacjonalistyczny dług".
Rozmiary a co za tym idzie przepustowość tego leśnego "terminalu" nadal robią wrażenie. Z rampy skierowaliśmy się do Bornego: niesamowitego miasteczka w lesie nad wielkim jeziorem; ten kto wymyślił, by je tu ulokować naprawdę miał "pomysła". Już teraz wiem, dlaczego można było się stąd nie ruszać: piękne otoczenie zieleni i wody, przemyślany układ komunikacyjny, kino-teatr, którego nie powstydziłby się żaden ośrodek miejski; no po prostu wszystko na miejscu. Teraz też odrestaurowane, uporządkowane, czyste miasteczko wyłaniające się z lasu. DDR-ów, to chyba tam mają więcej w przeliczeniu na mieszkańca niż w Sz.?
Nad jeziorem plaża, marina, place zabaw dla dzieci, mają nawet arboretum (!) i... statek zacumowany w skarpie przy jeziorze. Zabytkowe wille niemieckich i rosyjskich generałów dopełniają całości. Po krótkim posiłku pojechaliśmy obok nieczynnego już (ale zadbanego i zabezpieczonego) radzieckiego cmentarza w stronę Kłomina. Po drodze przejechaliśmy przez Diabelskie Pustacie, czyli dawny poligon Afrika Korps. Nic dziwnego, ze tutaj ćwiczyli: rozległe przestrzenie z piaszczystymi drogami jako żywo przypominają pustynię, zwłaszcza gdy słońce tak jak nam przypieka głowy. Nie ma się gdzie przed nim ukryć. Dookoła piachy i pola wrzosów: trzeba tu przyjechać we wrześniu; na pewno będzie pięknie. Wjeżdżamy do lasu i już (a właściwie jeszcze)widać rozmach dawnego miasteczka: pozostały zarysy zaskakująco szerokich dróg w postaci kamiennych krawężników i skrzyżowań; tylko drogi w bok prowadza już w gęste krzewy i młodniki. Natura robi co może, by zatrzeć ślady. Docieramy do Kłomina(ros. Grodek lub Gródek/Гродек, niem. Westfalenhof) : poradzieckiego osiedla w lesie. Pozostało kilka bloków, przejmujący widok i aż żal, że dopuszczono do zniweczenia takiej ilości mieszkań.Niektórzy mówią, że to Miasto Duchów; już niedługo może zatętni życiem, bo jeden blok jest o dziwo w remoncie a w sumie mają pozostać tu 4 budynki. Tutaj także było życie...wojskowe, obozowe, jenieckie w Gross Born II potem normalne, zwyczajne, codzienne. Opuszczając Kłomino, po wjeździe w ożywczy cień lasu nagle naszym oczom ukazuje się znany z innego filmu prawdziwy "las krzyży". Białe, proste brzozowe krzyże , kilkadziesiąt grobów zagubionych w leśnej ciszy. Żadnych nazwisk, tylko te krzyże... Aż szkoda otwierać usta i zakłócać wieczny spoczynek kimkolwiek są Ci, którzy tu zakończyli ziemską wedrówkę...Docieramy do szosy i jedziemy wzdłuż Zalewów Nadarzyckich, rzeki Pilawy do Łubowa. Po drodze zaliczamy jeszcze punkt widokowy i jaz na Pilawie. Kościół kamienny w Łubowie jest niestety zamknięty, choć jak informuje tablica leży na Szlaku Otwartych Kościołów :-) Jako biskup był w nim Karol Wojtyła, zaś wewnątrz jest ołtarz z tzw. Szkoły Wita Stwosza. Widzimy tylko jego fragment przez dziurkę od klucza.Udajemy się więc na stację a raczej to co z niej zostało.Kiedyś prowadziła stąd linia do Bornego, więc stacja tętniła życiem w rytm transportów dla sojuszniczej armii. Dziś nawet budynek stacyjny należałoby wyburzyć po latach zaniedbań. Pociąg jak zwykle...PKP. Pogoda sprawdziła się w 100 % (chwała norweskiej królewskiej!!!), nie spadła ani kropla deszczu.

Zdjęcia znajdziecie tutaj




komentarze
benasek
| 22:14 poniedziałek, 10 czerwca 2013 | linkuj Właśnie, fotki by się kolego przydały...

Nie wspomnę, jaki ja byłem wściekły (Nie na Was, na tego pecha, co Was zatrzymał w Szczecinie).

Pozdro
Misiacz
| 15:54 niedziela, 9 czerwca 2013 | linkuj Bardzo ciekawa relacja, szkoda, że fotek nie wrzuciłeś.
iskiereczka74
| 15:24 niedziela, 9 czerwca 2013 | linkuj O faktycznie ; dziękuję już poprawiam :-))
ivoncja
| 18:42 czwartek, 6 czerwca 2013 | linkuj Gwoli ścisłości- "las krzyży" był chyba już za Kłominem. :)
iskiereczka74
| 17:44 czwartek, 6 czerwca 2013 | linkuj No pewnie, że trzeba tam wrócić. Gdzieś tam są też jakieś silosy podobno....
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wstaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]