Rowerowa Rugia 2012, czyli wakacje bez samochodu ; dzień 10
-
DST
37.50km
-
Czas
02:55
-
VAVG
12.86km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
No cóż obmyślamy, planujemy a i tak na końcu wszystko weryfikuje życie. Tego ranka też nastąpiła weryfikacja planu. Pojechaliśmy do portu, a na statku informacja: dziś nie płyniemy, alternatywne połączenie dla rowerzystów na Uznam z Göhren, lub jutro stąd. Jutro stąd tak samo pewne jak i dzisiaj. Ponieważ do odpłynięcia statku z Göhren było jeszcze kilka godzin zdecydowaliśmy się pojechać na Klein Zicker. Więc jednak Edith zobaczy to miejsce i poczuje wiatr we włosach. Po wizycie na wietrznym przylądku, gdzie wiało chyba jeszcze mocniej niż wczoraj pojechaliśmy do Göhren. Resztę dnia do rejsu spędziliśmy na znanej nam już plaży. Rejs trwał niecałe dwie godziny i wieczorem zacumowaliśmy w Peenemünde. Nasze pierwotne plany co do dotarcia dziś na pociąg do Świnoujścia uważaliśmy już za niemożliwe do wykonania i raczej w grę wchodził nocleg na campingu. Jadąc z Peenemünde ścieżką rowerową jechaliśmy przez las, do którego wstępu bronią szlabany i tablice ostrzegawcze. Okazuje się, że tereny te były wiele lat wykorzystywane przez wojsko i nie zostały sprawdzone i oczyszczone z niewypałów. Bezpieczne jest tylko poruszanie się asfaltową ścieżką dla rowerów i pieszych o czym uprzejmie informuje na tablicach pan burmistrz. A obok jest linia kolejowa, a linia ta prowadzi do Świnoujścia. Udało nam się w Karlshagen złapać taki pociąg i po godzinnej podróży byliśmy w uzdrowisku. Jeszcze przeprawa promem i wpadamy na stację, ale bez wielkiego ciśnienia, bo do odjazdu pociągu, który ponoć zabiera rowery według naszych informacji jeszcze pół godziny. Edith idzie kupić bilety a my czekamy. Skład, który widzę już na pierwszy rzut oka nie ma chyba wagonu dla rowerów, ale jakoś damy radę… Edith w końcu przychodzi wściekła z biletami i mówi, że ten pociąg odjeżdża za 3 minuty a następny już rowerów nie zabiera. Rzucamy się więc na peron i lecimy do końca składu, bo oczywiście według słów obsługi rowery na końcu… Trzy minuty na trzy rowery i przyczepkę do postkomunistycznego wagonu po schodkach, gdzie rower z sakwami stanowi już problem. Na tablicy na peronie jak wół godzina odjazdu za minut piętnaście a „uprzejmy” konduktor mówi, że” oczywiście ten pociąg zabiera rowery, ale przecież wszystkich nie zabierze, a w ogóle to trochę późno przyszliście i rowery sobie wrzućcie, zaraz odjeżdżamy, bo on tak ma w swojej maszynce”. Szkoda, że jeszcze nie dodał, że „gówno go obchodzi czy się zapakujemy, bo on już rusza”. Jakoś wciskamy rowery przy pomocy innego rowerzysty z wagonu (dziękujemy Kolego!), blokujemy cały tył wagonu, składamy przyczepkę odpinając koła… jesteśmy w szoku: do tego pociągu co to niby przewozi rowery trudniej wsiąść niż na statek w Göhren nie wspominając o niskopodłogowym pociągu zza miedzy do Świnoujścia. Uprzejmość obsługi też powala, zwłaszcza gdy konduktor sprawdzając bilety dodaje jeszcze:„płaciliście kartą dlatego tak długo kupowaliście bilet”. No nie tu już słów brak: płacenie kartą opóźnia ??? chyba na PKP. No cóż jesteśmy „ w Polska” co widać, słychać i czuć. Na dworcu w Dąbiu sprawnie wywalamy wszystko z pociągu, którym jechało może ze dwadzieścia osób… Ta firma musi upaść… Tej nocy po krótkiej przejażdżce przez zasypiające już Prawobrzeże śpimy już we własnych łóżkach.
Zdjęcia z wyprawy tutaj
komentarze
Fajnie piszesz.
Są jednak miłośnicy tego badziewia i wieszają psy na Misiaczu za takie opinie :.