iskiereczka74 prowadzi tutaj blog rowerowy

Berlin, Berlin du bist so...

  • DST 55.70km
  • Czas 04:20
  • VAVG 12.85km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Unibike Expedition
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 września 2013 | dodano: 25.09.2013

Tradycyjny nasz wrześniowy wypad na berlińskie podwórka miał za główny cel wizytę na pchlim targu, ale... zrobił się z tego fajny wypad berlińskoznawczy. A to głównie dzięki Krzyśkowi, który towarzyszył nam na berlińskich ścieżkach. Zaczęliśmy w Hennigsdorfie, w którym spotkaliśmy się z Krzyśkiem. Stamtąd ruszyliśmy częściowo znanym nam już szlakiem Berliner Mauerweg ku Bernau Str. Po drodze przekraczamy Havelę i wjeżdżamy do B. Pierwszy bardzo ciekawy obiekt na trasie to dawne zakłady Borsig Werke obecnie zamienione w centrum handlowe dzielnicy Tegel. Ale jak zamienione: fantastycznie połączone dawne budynki z cegły z nowoczesną architekturą za szkła i stali. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu produkowano tutaj...lokomotywy!(m.in. na potrzeby Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej) Górująca nad kompleksem Borsigturm i piękna brama wjazdowa są świadectwem minionej potęgi przemysłowej. Kontynuując nasz rowerowy spacer po kilometrach berlińskich dróg rowerowych mijamy więzienie w Tegel. Może nie wspominałbym o nim (to tylko więzienie...), ale okazuje się, że i tutaj jest na co popatrzeć; mało tego można coś kupić. Wszystko co można kupić w tym butiku produkuje się za więziennymi murami najeżonymi zwojami drutu kolczastego i dziesiątkami kamer. Te kamery chyba nas zdeprymowały i w efekcie nie mamy żadnego zdjęcia. W ogrodzie przy ulicy mini wystawa wyrobów z metalu "made in JVA": m.in. meble ogrodowe i... stojaki na rowery :-)) Niech mi ktoś powie, że więzień "musi się nudzić". Nasz nieoceniony przewodnik proponuje nam nieco zjechać z głównej ulicy i prowadzi nas w "ciekawe miejsce". Przez zaułki o kosmicznie brzmiących nazwach: Uranus i Meteor docieramy do...miejsca, którego istnienia nawet nie podejrzewaliśmy: siedząc na murze oporowym i majtając nogami nad mknącymi autostradą samochodami tuż za autostradą widzimy lotnisko Tegel. Jest niemal na wyciągnięcie reki a startujące (bądź lądujące) kolosy możemy podziwiać tuż nad naszymi głowami. Choć jak mówi Krzysiek jesteśmy "wielkimi pechowcami", bo z uwagi na kierunek wiatru tuż obok mamy starty a nie jak zazwyczaj lądowania, które są bardziej widowiskowe to i tak jesteśmy "wniebowzięci". Super miejsce, ale trzeba się śpieszyć z oglądaniem, bo lotnisko Tegel będzie zamykane, gdy powstanie nowy port lotniczy. Ruszyliśmy w końcu dalej, by dotrzeć do Pinke-Panke: to takie miejsce zabaw dla dzieci, ale nie standardowy plac zabaw jakich dziesiątki. To taka "wieś w mieście" z zagrodą dla zwierząt i drobiu, miejscem gdzie dzieciaki mogą zbudować z desek np. domek na drzewie, coś pozbijać, coś zdemontować, tu popukać, tam postukać. Taka alternatywa dla komputera i telewizora. Mijając tysiące rowerów te w ruchu i te przypięte docieramy do Mauer Park: miejsca na granicy dwóch dzielnic a przez kilkadziesiąt lat miejsca na granicy dwóch "światów". Obecne miejsce spotkań i wypoczynku było kiedyś "strefą śmierci" o czym przypominają fragmenty muru i wkomponowane w otoczenie wołania o pokój na ziemi. Trochę jednak to zaniedbane i jakieś takie nie do końca zaakceptowane przez mieszkańców ? Stad już blisko do naszego pchlego targu
Niestety okazuje się, że to nie sobota a niedziela jest tutaj dniem targowym. Jedyne czynne stoisko to warsztat renowacji i sprzedaży starych rowerów. Zamiast spodni kupujemy więc dzwonek do roweru dla Edith i jedziemy dalej ku Gesundbrunnen; w oddali majaczy wieża na Alexander Platz. Cel następny to wzgórze Humboldthain, gdzie po wjechaniu podziwiamy widoki B. i okolic oraz robimy krótki popas. Chcemy jeszcze zobaczyć wieżę strażniczą między domami mieszkalnymi przy Kieler Str., której ze względu na późną porę i ciemności przeoczyliśmy prawie rok temu. Po drodze jednak...mijamy mały cmentarzyk, na który "zapraszają" anioły. Zatrzymujemy się i wkraczamy tam, by odkryć już na wstępie "polski ślad" w postaci płyty nagrobnej Feliksa Hilarego Podlewskiego ufundowanej przez nie byle kogo bo książąt Radziwiłłów, których tenże był nauczycielem i przyjacielem. Zagłębiamy się w ciszę tego pięknego miejsca, by odkryć kolejne nagrobki będące świadectwem historii: polskie i niemieckie nazwiska, grób funkcjonariusza tajnej policji z lat II Wojny Światowej. Największa jednak niespodzianka czeka na nas, gdy już opuszczamy to piękne miejsce przypominające nam usytuowaniem i charakterem (choć oczywiście nie rozmiarem) paryski cmentarz Montmartre. Gdy już jesteśmy na chodniku poza cmentarzem Krzysiek zwraca uwagę na polska flagę wbitą przy skromnej płycie nagrobnej znajdującej się w samym narożniku pozbawionego innych grobów trawnika. I w ten sposób odkrył grób Atanazego Raczyńskiego: słynnego mecenasa sztuki, właściciela galerii sztuki przy Unter den Linden i pewnej parceli w Berlinie Jego grobowiec znalazł się po podziale Berlina w pasie muru i jako stojący na jego drodze został usunięty na kilkadziesiąt lat. Niesamowite: byliśmy tak blisko i zarazem tak daleko od tego "odkrycia". Rok temu minęliśmy cmentarz schowany w mroku, by teraz niespodziewanie odkryć grób Atanazego Raczyńskiego. Berlin du bist so... !!! Zadowoleni z tego odkrycia bez trudu znajdujemy wieżę przy Kieler str. Tutaj Krzysiek spogląda na zegarek i zarządza powrót do Hennigsdorfu, bo słońce tymczasem zaczyna opadać coraz niżej. Pełni wrażeń docieramy tam pod wieczór, po czym skwapliwie korzystamy z zaproszenia Naszego Przewodnika.

Zdjęcia z wycieczki znajdziecie tutaj




komentarze
benasek
| 14:18 sobota, 26 października 2013 | linkuj Byłem z Wami a mimo to z przeczytałem z zainteresowaniem.
Neuruppin wygląda bardzo klimatycznie na fotkach edith.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ebylo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]