Kinderwyprawka 2013 Dzień II: Pojezierze Drawskie
-
DST
39.20km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
18.52km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
W niedzielny poranek wybraliśmy się na poranną mszę święta do pobliskiego Stawna. I jak to zwykle bywa okazało się, że nawet w tak małej wiosce można się natknąć na "wielką historię". Jednym z jej śladów jest były cmentarzyk na wzgórzu, na którym pochowano obywateli...Estonii. W czasie II wojny światowej uciekając przed Rosjanami dotarli oni aż tutaj... Niestety warunki życia były tutaj dla nich tak trudne, ze większość z nich zmarła w ciągu bodajże roku. A może zabiła ich tęsknota za rodzinnymi stronami ? Wieś jest zadbana, widać gospodarską rękę mieszkańców i ich inicjatywę. We wsi jest kościół z ciekawą historią i XVI-wiecznym dzwonem, ładna kapliczka ; aż przyjemnie się tutaj zatrzymać. Więcej o historii tej ciekawej wsi możecie poczytać tutaj
Po powrocie do Lubieszewa zwinęliśmy obozowisko i samochodami udaliśmy się znów do Cieszyna. To był nasz punkt startu do dalszej penetracji trasy rowerowej do Połczyna. Po przejechaniu kilku kilometrów asfalt skończył się podobno na skutek braku chęci partycypacji jakiejś gminy... ot taka polska współpraca. Popas pod okazałym dębem i wizja braku asfaltu wpłynęły chyba demobilizująco na grupę, która zawróciła ku plaży w Cieszynie. My z Edith postanowiliśmy nie poddawać się tak łatwo i ruszyliśmy dalej. Przez 4 kilometry jechaliśmy gruntową drogą wyjeżdżoną na szerokość roweru, ale nie przyczepki. Pauli protestowała. Nagle asfalt znów się pojawił i gdy już zaczęliśmy się cieszyć... po 300 metrach "rozpłynął się" w trawie. Kolejny kilometr gruntówki doprowadził nas do asfaltu; tym razem na dłużej. Zrobiło się upalnie, więc dotarliśmy do Toporzyka, w którym schłodziliśmy się lodami i colą w sklepie "na żądanie". Niestety miejscowa świątynia, choć okazała i zabytkowa była zamknięta. Pozostało nam więc wrócić do Cieszyna. Jak się okazało część uczestników już rozjechała się do domów, więc i my po pożegnaniu się z pozostałymi ruszyliśmy ku domowi. Był to bardzo mile spędzony czas i choć kilometrów w ciągu tych dwóch dni wykręciliśmy tylko 75 byliśmy bardzo zadowoleni. Najbardziej cieszy fakt, ze naprawdę jest nas tak wielu: rowerorodziców i rowerodzieci. Naprawdę serce rosło, gdy patrzyliśmy na zapał i radość kręcących korbami dzieciaków; jest nadzieja: rośnie kolejne pokolenie cyklomaniaków :-)) Pauli też udowodniła sobie samej, że "da radę".
Było pięknie :-))
Zdjęcia są tutaj