Leniwe niedzielne pedałowanie "za miedzą", czyli w poszukiwaniu młynów
-
DST
58.40km
-
Teren
8.00km
-
Czas
04:36
-
VAVG
12.70km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trochę po asfaltach, trochę po chaszczach, trochę po bruku. Wystartowaliśmy z Rosow i pojechaliśmy przez Tantow do Penkun nad jezioro. Po drodze Pauli zasnęła, i choć bardzo chciała ujrzeć jezioro to nie udało się nam jej dobudzić. Z Penkun asfaltem dojechaliśmy do Neuhof a po drodze doszło do kolizji z żabą. Gdy chciałem ją ominąć Ona chciała uskoczyć mi z drogi, tylko że kierunek obrała nie ten... Na szczęście uderzyła w brezent przyczepki i nic jej się nie stało. Sprawdziłem to wracając po chwili tą samą drogą ze wspomnianego Neuhof. Droga za tą wsią skończyła się naglezamieniając się w wąską ścieżkę. Nie mieliśmy w planach ciągania Kruzenszterna po krzakach, więc wróciliśmy kawałek na lepszy jak nam się wydawało gruntowy skrót do Luckow-Petershagen. Lepszy to on był chyba tylko na mapie, bo i on zamieniał się okresowo w dwie ścieżyny. Gdy już byliśmy przy jego końcu a morale spadło prawie do gruntu zauważyłem brak chorągiewek na przyczepce. Na to wszystko jak gdyby nigdy nic na ścieżkę wyszła sobie sarna. Przez chwilę w ogóle nas nie widziała, ale gdy Edith sięgnęła po aparat, no to sami wiecie...Wróciłem więc rowerem Edith i znów przejechałem ten cały odcinek aż do asfaltu; dobrze że choć chorągiewki się znalazły. Następnym celem był dworzec w Casekow i pewien stary napis, którego nie udało sie Edith ustrzelić z pociągu podczas wycieczki do zoo w Eberswalde. Teraz się to udało; wstąpiliśmy jeszcze na miejscowy cmentarzyk przy kościele, gdzie znalazłem ciekawą sentencję na starym nagrobku dziecka. Opuściliśmy Casekow udając się na Garz, w którym chcieliśmy obejrzeć Bramę Szczecińską. Gdy kilka razy byliśmy tu poprzednio była w remoncie.Teraz jest już po, za to ulice Garz sa w remoncie. Ale te wyremontowane prezentują się o wiele lepiej i przyjemniej po nich jechać: bruk rOwny i wstawione pasy asfaltu. Drewniane pompy nie chciały naciągnąć wody mimo prób Pauliny i moich. Ruszyliśmy w kierunku młynów na rzeczce Salvey. Droga zmieniła się w gruntową, ale lepszą niż poprzednia. Pierwszy z młynów, to w zasadzie piękne, klimatyczne miejsce po nim i trochę ruin zabudowań. Niestety także śmieci... Skąd my to znamy ? Drugi w ogóle nie jest oznaczony, ale zwabił nas do niego szum wody. Gdy zjechaliśmy nieco w bok z drogi ukazał nam się domek wcale nie wyglądający na młyn, ale z progiem, z którego z hukiem spadała kaskada wody. Może kiedyś tam był młyn, bo wiele na to wskazuje: charakter miejsca, zabudowania gospodarcze obok(obecnie stajnie dla koni); według wizytówki mieszka tam doktor nauk medycznych w zakresie chirurgii. Brak jednak informacji i nie było też kogo zapytać. Ruszyliśmy więc do trzeciego z młynów, który jest okazałą budowlą w bardzo dobrym stanie. Pełni kilka funkcji: muzeum, hotel, miejsce na konferencje i lekcje szkolne. Był używany do mielenia zboża, ale nie tylko... druga jego funkcja to tartak. Cały proces obróbki zboża i drewna można prześledzić zagłębiając się w to miejsce i jego historię. Stad przez Tantow wróciliśmy do Rosow. I choć zdaliśmy sobie już wcześniej sprawę, że fajny zjazd do Tantow, teraz będzie dla nas podjazdem, to dodatkowo "wmordewind" mocno dał nam się we znaki. Gdy ujrzeliśmy charakterystyczną wieżyczkę kościoła w Rosow, byliśmy już mocno zmęczeni. Tylko Paulinka jak zawsze pełna zapału zrealizowała ostatni "żelazny" punkt wycieczki rowerowej: miejscowy plac zabaw.
Kilka zdjęć