Piękno Brandenburgii, czyli pierwsza wycieczka z Rowerowym Szczecinem
-
DST
129.30km
-
Czas
07:54
-
VAVG
16.37km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Choć wstać trzeba było "w środku nocy", to dotarliśmy z Edith na Główny na czas. Poznaliśmy uczestników wyprawy i ruszyliśmy pociągiem do Argemunde. Tuż po 7 rano byliśmy na starcie wycieczki. Zaczęła się od próby zrobienia wspólnego zdjęcia, ale jak widać ciągle ktoś się kręcił, więc wyszło jak wyszło. Potem ruszyliśmy, by po kilkuset metrach zrobić przerwę na wymianę przebitej dętki Montera. Jeszcze wtedy mieliśmy nadzieję, że nas nie dotknie ten "gumowy kataklizm". Poprzedni tydzień nie należał do zbyt udanych pod tym względem i zakończył się wymianą opony w moim rowerze w piątkowy wieczór. Monter wymienił dętkę w czasie jednej kawusi i ruszyliśmy dalej. Pierwszym etapem był tzw. kościółek dla rowerzystów w Glambeck. Dalej trasa prowadziła przez malownicze lasy, w których jeszcze nie ustąpiła mgła do Joachimsthal. Za tą miejscowością jechaliśmy wzdłuż jeziora Werbellinsee. Szlak rowerowy wspinał się na wysoką skarpę, z której co rusz widać było jezioro. Podjazdy i zjazdy dostarczały niezłej frajdy, zwłaszcza, że nie trzeba było się martwić o nawierzchnię: asfalcik jak ta lala. Po tych atrakcjach nastały kolejne: jazda wzdłuż kanałów: Werbellinkanal i potem mostem nad Kanałem Odra-Havela do Finowkanal. Liczne śluzy i mini pomosty świadczą o tym, że ruch jednostek pływających latem jest pewnie bardzo duży. Sporo tam knajpek nad wodą, które pewnie w maju staną otworem. Bardzo nam się spodobał ten odcinek i już planujemy tam powrócić latem z dziećmi. Nad Finowkanal na 70 kilometrze wycieczki Edith złapała pierwszą gumę. Po wymianie ruszyliśmy do Niederfinow zostawiając na przeciwległym brzegu kanału rozciągające się tam Eberswalde. Nasz szlak oddalił się od kanału a gdy my oddaliliśmy się od Eberswalde na środku zielonej łąki wyrosła przed nami Ona: wielka stalowa konstrukcja. To podnośnia w Niederfinow. Tam zrobiliśmy przerwę na małe co nieco (fischbrotchen, frytki & radler). Część grupy poszła zwiedzać a my zbieraliśmy siły na resztę trasy, bo już dawno liczba kilometrów minęła naszą dzienną dawkę a podnośnię już zwiedzaliśmy. Powrotna droga była dość uciążliwa głównie na brukowanym odcinku leśnym. Ostatecznie mijając kolejne duże jezioro Parsteinersee (znane nam już z ubiegłorocznej wyprawy rodzinnej) przez Bolkendorf wróciliśmy do Angermunde. Po małych zakupach Edith stwierdziła kolejnego kapcia. Czas naglił, więc wymiana nastąpiła na peronie nr 1 w pięknym mieście Szczecinie. Udało się nawet znaleźć przyczynę flaka: kawałek szkła. Wspólny wieczorny powrót na Prawobrzeże z Arturem był miłym zwieńczeniem dnia. 129 km to dla nas dzienny rekord, ale dzięki Wam nasi drodzy współtowarzysze daliśmy radę. Dziękujemy Wam Wszystkim !!! Kilka zdjęć poniżej.
komentarze
Ale pompę mam ;-)