eine Legende kehrt zurück...czyli rowerowo po Pojezierzu Ińskim...
-
DST
47.00km
-
Czas
04:00
-
VAVG
11.75km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Unibike Expedition
-
Aktywność Jazda na rowerze
Grzechem byłoby nie skorzystać z tak pięknej jesieni, wybraliśmy się zatem z Hopfenami i Małgosią-Rowerzystką na Pojezierze Ińskie. Naszym "ulubionym" środkiem transportu, czyli koleją dojechaliśmy do Cieszyna Łobeskiego, w którym jak się okazało słońce świeci, ale nie grzeje. Zajrzeliśmy (niektórzy dosłownie)do miejscowego ryglowego kościółka i na cmentarzyk a potem nad Jezioro Woświn. Na jego brzegach drzewa już mieniły się jesiennymi kolorami. Obraliśmy kurs na Winniki, by obejrzeć wykopany po latach pomnik ku czci "Unsere Kameraden" i lapidarium na wzgórzu kościelnym. Sam kościółek nie powalił mnie swoją architekturą, ale miejsce ma swój tzw. klimat za sprawą "spoglądających na okolicę" pomników (nagrobków?) zasłużonych przed wojną leśniczych. Cieszy też widok lapidarium: miejsca zadbanego i godnego. Przekraczając krajówkę ( o rety !dobrze, że nie trzeba nią jechać; uff )pomknęliśmy do Dłuska. Nie przypuszczałem, że kryją się w okolicy takie duże cmentarze: niestety nie sprawiają wrażenia miejsc objętych opieką: zarastają, są dewastowane. W samym Dłusku na wzgórzu mieści się cmentarz i zanikający kamienny kościółek. Jeszcze kilkusetmetrowy spacer z rowerami po czymś co według "HMSZWJSZ" (Hopfenowe Mapy Sztabowe Wiadomo Jakiego Sztabu) było przed 1945 drogą i dotarliśmy do kamiennego kręgu. Umiejscowiony na wzgórzu z widokiem na rezerwat derkacza (??) jest naprawdę ciekawym miejscem; i już "HMSZWJSZ" mają to miejsce w opcji "Punkty POI". Sam krąg jak to kamienny krąg; niby nic a wejdź... wejść było łatwo ale z wydostaniem się jakiś problem... Gdy już się to udało pojechaliśmy w stronę Ińska po drodze odkrywając kolejny cmentarz w lesie. Niestety jego najpiękniejsza część (duża kamienna figura) zniknęła. Szkoda, bo mielibyśmy w kolekcji foto dwie takie same z dwóch różnych miejsc.Po krótkim popasie związanym z wizytą "w cukierni-piekarni", czyli na miejscowym przystanku PKS(na co te starsze panie czekają ? ?... hm.. piekarnia!) przez Rezerwat Przyrody Źródliskowe Zbocza jedziemy nad jezioro. Po drodze krajobraz jak koło domu (czyli w Puszczy Bukowej), konie, wielkie buki a wśród nich ten "Sevenbuk". I jeszcze jeden Rezerwat Przyrody Kamienna Buczyna ( droga przy okazji też :-( ), krótkie pchanie rowerów i jesteśmy nad wodą. Tutaj cicho i pięknie: czyściutka woda zachwyca, klimaty posezonowe (nie ma gdzie napić się kawy), rozkładamy kocyk i grilujemy kiełbasę. Po posiłku dzielonym z kotem-mutantem jedziemy wzdłuż Jeziora Ińsko mijamy ślady działalności bobrów, amfiteatr, w którym miał miejsce pewien słynny występ i wreszcie jest: Wielki Rak (znaczy się Grose Krebs), o którym legendy krążą po dziś dzień. Wizyta w miejscowym "Dziale IT" owocuje w mapki i płyty DVD, ale naklejek brak. Opuszczamy Ińsko i przez Kamienny Most udajemy się do Chociwela (Chociwla?). Po raz kolejny nie zwiedzam Kościoła MB Bolesnej i zaczynam podejrzewać, że znajduje się on na słynnym "Szlaku Kościołów Zamkniętych". Na pocieszenie pozostaje placyk zabaw dla Paulinki, który odkrywamy przy stacji. Potem pozostaje nam skorzystać z usług naszego "ulubionego środka transportu rowerów".
Zdjęcia znajdziecie tutaj